Jak na razie, po 4 seansach Kurosawy stawiam "Straż przyboczną" na drugim miejscu, zaraz po "7 Samurajów". Mifune jak zwykle genialny, może i nawet to najlepsza jego rola jaką do tej pory widziałem. Wciągająca, westernowa fabuła (już się palę, żeby zobaczyć to w wydaniu Leone), muzyka, zdjęcia, klimat, humor, napięcie- po prostu kolejny raz Kurosawa zachwycił mnie swą wirtuozerią. Całość może nie przytłacza tak swoim artyzmem jak monumentalne "Shichinin no Samurai", ale u mnie i tak zasługuje na wprawdzie nieco słabszą, ale jednak pełną 10.