...ano właśnie.
Pierwszą połową filmu byłam zachwycona. Animacja na najwyższym poziomie a pomysły na postacie- fantastyczne. Jestem co prawda pewna, że znajdą się tacy, co uznają je za "przegięte", ale mnie bardzo się spodobały. Zając wielkanocny jako Australijczyk...? Bomba. Polecam obejrzeć film w oryginale, bo bez tego akcentu i ciągle powtarzanego "mate" postać traci wiele. Polski dubbing co prawda nie jest wcale taki zły, ale mimo wszystko...
Zębowa wróżka jako coś kolibro-pawio-podobnego również śliczna i "świeża", ale Zając pozostaje moim ulubieńcem.
Gagi i żarty sytuacyjne, choć nie jest ich jakoś niesamowicie dużo (choć w założeniu to przecież nie komedia, prawda...?), też bardzo dobre.
Niestety, wspomniany w tytule posta koniec... już nie taki dobry. W drugiej połowie filmu pojawiają się sceny, które w sumie więcej gmatwają, niż wyjaśniają, albo nie prowadzą w sumie do niczego. Coś się niby rozwija, ktoś się pojawia, ale skąd, jak...?
Do tego dłużyzny i zbędny, typowo hollywoodzki patos. I na co to komu...? I tak zamiast jednej typowo amerykańskiej "przemowy umoralniającej" naliczyłam chyba 5.
Naprawdę szkoda, bo postacie i historia miały ogromny potencjał.
All in all: pierwszą połowę polecam każdemu- jest genialna. Za to drugą... jeśli potraficie przełknąć zbyt duże ilości podniosłych słów i muzyki, to też wam się spodoba.
Obiektywnie patrząc daję 9 i waham się nad 8, chociaż film aspirował na 10.