Polecam zobaczyć wersję z 1976 roku, która jest zdecydowanie bardziej klimatyczna, przejmująca, zgrabniej zrobiona i lepsza pod względem warsztatu aktorskiego. Field znacznie lepiej wypadła jako tytułowa Sybill. Blanchard zbyt ostentacyjnie przeistaczała się w kolejne to osobowości, przez co wypadła mało przekonująco. Field każdym swoim gestem ukazuje czyste studium udręczenia, frustracji i zagubienia. Oglądając ją ma się wrażenie, że całkowicie przeistoczyła się w postać, którą gra. Jej przemiany w wachlarz coraz to nowych osobowości są niezwykle płynne i bardzo autentyczne. Blanchard w roli Sybill to już niestety o wiele niższa półka...
To prawda. Nowa wersja Sybil (mimo że nie najgorsza) wypada przy oryginale cienko jak zupka z proszku. Zarówno J. Lange jak i T. Blanchard nie umywają się do tego co zaprezentowały S. Field i J. Woodward - to sie nazywa aktorski kunszt.
Właśnie obejrzałam wersje z 2007 roku i czuję niedosyt. Może poprzedni film okaże się pełniejszy. Dzięki za tego posta.