Zapomniany slasherowy okaz. "Pieces" to bezczelna, podlana eksploatacyjnym sosem zżynka z takich tytułów jak "Halloween", "Friday the 13th" czy "Texas Chainsaw Massacre". Pełen nieprawdopodobnych zwrotów akcji scenariusz, realizacyjne wpadki, masa głupstw i kiepskie aktorstwo (scena, w której instruktorka tenisa wykrzykuje trzykrotnie "Bastard!", spokojnie może być stawiana w jednym rzędzie ze sławetnym "Oh my GOOOOOOOOD!" z "Trolla 2") - film Juana Piquera Simóna to zdecydowanie rzadki okaz złego kina. Ale jakaż przyjemność płynie z seansu! Twórcy wiedzą, czego oczekuje publiczność, toteż dostarczają jej sowitą porcję mięsistego, dobrze wykonanego gore i mnóstwo golizny. "Pieces" w pełni zasługuje na miano grindhouse'owego klasyka, to właśnie ten rodzaj filmu, na który chcielibyście zabrać dziewczynę do kina samochodowego w sobotni wieczór. Zabawa jest przednia i bezkaloryczna, utrzymana w ostentacyjnie złym guście, bez jednej choćby fałszywej nudy. Jeśli marzy wam się horror o psychopacie krojącym za pomocą piły mechanicznej roznegliżowane nastolatki, to lepiej trafić nie mogliście.