PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7521}
6,8 14 619
ocen
6,8 10 1 14619
6,6 8
ocen krytyków
Szczury z supermarketu
powrót do forum filmu Szczury z supermarketu

Zastanawiają się pewnie Państwo, skąd u mnie taka właśnie opinia. Jest to głupkowaty film, który niejako pod płaszczykiem głupich kawałów i wulgarnych żartów związanych z seksem kryje bardzo mądre i niezwykle ważne dla młodych ludzi przesłanie: miłość jest najważniejsza i nie ma wartości ważniejszej od niej. Oglądając film, doświadczamy trzech odczuć. Pierwszym takim odczuciem jest nabranie humoru (od nikłego uśmiechu do mocnego śmiechu w paru momentach, np. atak na ochroniarza przez Cichego Boba w dwóch następujących po sobie epizodach, czy też patrzenie na ukryty żaglowiec przez grubasa Williama). Drugim odczuciem jest zgorszenie (np. gdy dowiadujemy się, że dziewczyna jednego z głównych bohaterów filmowała stosunki seksualne ze swoimi chłopakami). Ze względu na to nie polecałbym filmu młodym dziewczynom, które mogą nauczyć się złego podejścia do swoich rówieśników i po obejrzeniu tego filmu mogą nabrać złego wyobrażenia o chłopakach, np. przestaną ich szanować i sprowadzą do roli materiału na partnera seksualnego i nic poza tym. Z kolei młodzi chłopcy mogą uznać, że postawa maniakalnego gracza na konsoli oraz komiksowego fanatyka nie jest zła. Oglądając film dalej, dostrzegamy poważny aspekt psychologiczny i to jest właśnie trzecie odczucie, którego doświadczamy. Okazuje się, że mężczyzna kocha inaczej niż kobieta, nie potrafi, a nawet często nie zdaje sobie sprawy, że jego partnerka chce być zauważana, kochana i traktowana jak należy.
Z drugiej strony jednak, fan komiksów z czasem dowiaduje się, że kocha i dokonuje się w nim dojrzała przemiana wewnętrzna, tak więc jest to bohater dynamiczny, zmienia się na lepsze w ciągu całego filmu. Decydujący wpływ na Brodiego ma jednak spotkanie z rysownikiem komiksów Stanleyem, twórcą Hulka, Spidermana i wielu innych postaci, które odzwierciedlały doskonale jego stan emocjonalny. Okazuje się, że Stanley przeżył podobne rozterki miłosne, jakie przeżywa obecnie Brodie (później co prawda kolega Brodiego wyprowadza nas z tego błędu, ale to - moim zdaniem - tylko drobny szczegół). Ważne są słowa rysownika, który mówi:
"żadne pieniądze, żadne komiksy, żadne kobiety nie zastąpią ci tej jednej osoby". Słowa te, jak dla mnie, nasuwają głęboką refleksję i sam przypominam sobie - nawiasem mówiąc - swoją pierwszą niespełnioną miłość. Podsumowując, film jest pełen niespodziewanych zwrotów akcji, jest moment na śmiech, na zgorszenie, na smutek i także na udowodnienie sensu miłości, która stanowi największą wartość w życiu człowieka.
Myślę, że ten film łączy wiele elementów różnych gatunków filmowych, pokazuje prawdziwe życie nastolatków, którzy przeżywają swoje miłosno-erotyczne rozterki i pragną odnaleźć swoje miejsce w życiu.

ocenił(a) film na 7
underground73

Zgadzam się z Tobą, film jest na prawdę dobry, za to właśnie kocham produkcje Smitha, mimo, że używa wulgarnego i ostrego humoru, który osobiście bardzo mi się podoba, to jednak w jego dziełach kryje się coś więcej niż tylko masa przekleństw i zboczonych haseł, reżyser na swój oryginalny sposób pokazuje czym jest miłość... Krytykuje w zabawny sposób programy telewizyjne, w tym przypadku Randkę w ciemno, wyolbrzymia okazywanie uczuć i emocji przed milionami widzów, a wszystko to czyni w charakterystyczny dla siebie dowcipny i pełny dystansu sposób. Dodatkowo dialogi, jakie toczą jego bohaterowie przypominają nieco te, które serwuje Tarantino w swoich produkcjach, na pozór są bezsensowne, ale jeśli się przyjrzeć, niosą za sobą dość spore przesłanie. Nie uważny widz może stwierdzić, że to kolejna komedia dla kretynów, jednak w rzeczywistości można doszukać się tu czegoś więcej, zresztą podobnie jak w innych dziełach Smitha...

Big_Red

No to ja chyba jestem nieuważnym widzem, bo choć (ledwo co) wytrzymałem całe pół filmu, nie znalazłem w tym bezdennie pustym filmidle ani jednej sceny, która mogłaby zwrócić uwagę. Na więcej szkoda czasu. Ja sam byłem wówczas mniej więcej w wieku głównych bohaterów, ale do głowy by mi wtedy nie przyszło oglądać coś podobnego. Ci bezideowi, a przecież nie smarkaci już debile nie gadają o niczym innym jak o seksie. Nastolatka spisuje reakcje swoje i swoich licznych kopulatorów w kajeciku w formie jakichś kółeczek imitujących twarze. Taki niby eksperyment naukowy. Cud, miód i orzeszki! Ale jakie to ekscytujące, nie? Ale nie, reżyser idzie jeszcze dalej i żeby małolaty ten film oglądające jeszcze bardziej się pośliniły, wkłada w usta swemu bohaterowi pytanie skierowane do dziewczyny: "A czy twoi rodzice wiedzą co robisz?". A ona, jakże by inaczej, odpowiada, że tak, jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie. Inna scena pokazuje, jak gościo budząc się włącza se gierkę i gra, dziewczyna mówi, że miał zrobić śniadanie. I go zostawia. A on się nawet tym nie przejmuje. Ale generalnie są ze sobą, żeby się bzykać.
Nie doszukujmy się w podobnym gównie jakichś ukrytych wartości, bo takowych NIE MA! Podobnie jak nie znajdziemy ich w żadnym bez wyjątku filmie tego napompowanego przez media debila, Quentina Tarantino. Postmodernizm z samej swojej definicji zakłada, że nie istnieją żadne wartości, jakiekolwiek wartościowanie, dobro, zło, kłamstwo, prawda - wszystko to rzecz względna. Film może być bardziej lub mniej nudny, albo bardziej czy mniej zabawny, ale to są przykłady filmów O NICZYM. Równie dobrze ja mógłym się zesrać w kolorowe pazłotko i też moglibyśmy się godzinami rozwodzić co też chciałem przez to powiedzieć, gdzie jest w tym ukryte drugie dno. Gdy ktoś mi mówi, że kontemplacja gówna w pazłotku jest w modzie, ja wcale nie muszę tego robić.

Big Red, z całym szacunkiem, ale się mylisz. Reżyser NIE pokazuje czym jest miłość, bo widać wyraźnie, że o miłości nie ma bladego pojęcia i tak też wyglądają jego bohaterzy na ekranie. Ta pustka duchowa, bezsens właściwie wszystkich scen aż mrożą krew w żyłach. Ech, gdzie te dobre czasy z filmami pod którymi podpisywał się John Hughes...
Big Red, mylisz się jeszcze w jednym. Otóż właśnie to JEST film robiony przez kretynów o kretynach i dla kretynów. Tyle.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
Jack_Holborn

"tak też wyglądają jego bohaterzy na ekranie" może nie mam racji, ale czy nie było by poprawne gramatycznie napisać BOHATEROWIE? :)
A co do filmu... Nie wiem czemu się unosisz, masz jakieś problemu czy jak? ;/ Może Ci się nie podobać, ale żeby wyzywać na kogo popadnie i używać tak żenujących epitetów... Idź może na siłownie czy gdzieś... tam chodzą ludzie się wyładować :P
Moja ocena
Za wersję telewizyjną i kinową 6,5/10
Za reżyserską, rozszerzoną 9/10

P.S. WIECIE CO!? KRÓLICZEK WIELKANOCNY NIE ISTNIEJE! TAM JEST TYLKO GOŚĆ W PRZEBRANIU!

ocenił(a) film na 9
Tenenit

Uprzedzam twe pytanie: "jakieś problemu" tak, to cholerna literówka :/ winę ponoszą moje koślawe palce i niewygodne klawiatury w małych niepraktycznych laptopach...

No i właśnie... zajrzałem na twój profil:
Nie mam nic do konserwatystów ani katolików... ale jak to jest że ludzie reprezentujący takie poglądy zwykle są wulgarni i używają w wypowiedziach wieeeelu wyzwisk? Poza tym czy wiesz, że moderatorzy FilmWebu mają prawo usuwać konta jak i banować wulgarnych użytkowników?
Spokojnie nie jestem komunistycznym konfidentem i nie zamierzam na Ciebie donosić, ale uważaj na przyszłość...

No i ciekawostka na koniec:
Kevin Smith jest praktykującym katolikiem i bardzo często podkreśla swą wiarę. "Dogma" była osobistym hołdem dla jego religii.

Tenenit

@Big_Red, rozumiem więc, że miłość okazuje się masą przekleństw i zboczonych haseł? Muszę sobie zapamiętać, bo w czasach mojej młodości wyglądało to zgoła inaczej.
Wybacz, ale jeśli puścić wodze fantazji, także stojące pod ścianą krzesło niesie ze sobą spore przesłanie:-)

@Tenenit, chyba to mnie wywołałeś do tablicy, więc odpowiadam: jesteś mało domyślny, bo "bohaterzy" było ironią; o tym "dziele" nie sposób pisać inaczej.
Cieszę się, że zajrzałeś na mój profil, jednak, choćby przez zwykłą uczciwość intelektualną, mógłbyś uzasadnić dlaczego piszesz, iż zwykle konserwatyści i katolicy są wulgarni (podejrzewam, że i Ty jesteś ochrzczony). Jakieś przykłady byłyby tu wielce wskazane, bo bez nich to są tylko generalizujące, krzywdzące Bogu ducha winnych ludzi puste slogany. Tymczasem ani Ciebie, ani nikogo na tej stronie ja nie obraziłem osobiście. Może więc zacznij wycieczki personalne po ludziach i naukę moralności od siebie? To taka malutka rada z mojej strony.
Mną się nie przejmuj, konto mam już parę lat, więc chyba nie dałem redakcji powodów, by mnie stąd wywalić.
Nie wyzywałem kogo popadnie, ale wyłącznie Q.T., a że widziałem parę jego filmów, mam prawo wyrazić swoje zdanie o nim jako o reżyserze, zwłaszcza osobie publicznej. To jest tępy debil nieustannie promowany przez media, robiący "komedie", które swoim scenariuszem zmiażdżyłby pierwszy lepszy studenciak filmówki.
Dodatkowo widać wyraźnie, że Twoje drugie imię to hipokryzja, jeżeli utrzymujesz, iż użyte przeze mnie słowo "gówno", dość zresztą łagodne, tak Cię zbulwersowało, a jednocześnie gładko łykasz słownictwo, które wypełnia ów film.
A najciekawsze jest to, że w swoich 2 wpisach ani razu nie zająłeś się samym filmem, tylko mną. Było napisać choć jedno zdanie o filmie, by odsunąć od siebie podejrzenia o to, iż jedynym powodem pojawienia się Ciebie tutaj była chęć popisania się przed podobnymi Tobie filmwebowiczami swoim ostentacyjnym zdystansowaniem się od katolicyzmu.

Do poniższego nastaod:
Ja się wcale nie dziwię, że trudno Ci to pojąć "dlaczego od każdego filmu..." itd., ponieważ to nieprawda!:-) Połowa filmów, które oglądam to komedie, zarówno takie jak "I love you to death", "Bad Boys", "Dumb and Dumber", czy "It Could Happen to You". Nie wymagam od nich niczego prócz zapewnienia mi relaksu i dobrej zabawy. A taki dekadencki i naprawdę ogłupiający młode umysły gniot, o którym mowa, to ostatnia rzecz, którą chciałbym widzieć na monitorze mojego kompa.

ocenił(a) film na 7
Jack_Holborn

Humor może się nie podobać i to jest zrozumiałe - bo to specyficzny humor, ale żeby nazywać film kretyńskim i to jeszcze dla kretynów trzeba być pozbawionym mózgu.

Jack_Holborn

Naprawdę trudno mi pojąć, dlaczego od każdego filmu wymagasz jakiejś życiowej prawdy, eschatologii. Intencją większości filmów Smitha nie jest rewelacja jakichś głębokich sensów, tylko zabawa, żart, forma. W dialogach wulgarny język miesza się ze stylem naukowym (stylem, abstrahujemy od treści!), a akcja (fabuła, w zależności od przyjętej metody) jest zazwyczaj mocno ograniczona, wręcz banalna. Fakt, humor na granicy dobrego smaku nie wszystkim przypada do gustu, ale taka jest cecha każdej rzeczy, która leży na granicy dobrego smaku.

Uważam, że najistotniejszym elementem filmów Smitha jest właśnie słowo. Ale nie doszukujmy się w nim jakichś istotnych, metafizycznych prawd o człowieku. Słowo u Smitha służy do zabawy. Komedia ma również bawić. I niczego więcej nie musimy tutaj odkrywać.

Błędem wielu odbiorców jest właśnie to, że domagają się (zapewne nieświadomie, to taka zbiorowa nieświadomość), by każdy dobry film był źródłem prawd ontologicznych. Wszystko przez tzw. naiwny odbiór. Na miłość boską! Najpierw analiza, potem interpretacja! To z formy, ze struktury wynikają pewne sensy, a nie odwrotnie.

underground73

Nie pomijajmy tego, że film mieści się w pewnym, konkretnym kontekście, i choć
przedstawia jego obraz w krzywym zwierciadle, jest on jak najbardziej autentyczny -
właściwie tu jest duży plus dla reżyserii, ale do tego dojdę.

Gdybyśmy znajdowali się w Stanach i przy okazji w czasie kręcenia filmu, być może
byłoby to dla nas znacznie bardziej wyraźne i być może ktoś zwróciłby na to uwagę.

Otóż, wszyscy mamy - lub mieliśmy - rodziców. Ludzi urodzonych po wojnie w dobie Boomu
demograficznego, tak... zjawisko to dotknęło również i naszą Polskę - choć może być
trudno w to obecnie uwierzyć :). Ci nasi rodzice, jako pokolenie, byli przeświadczeni o
swojej wielkiej życiowej misji i mieli znacznie większe poczucie jedności od pokoleń
wcześniejszych. Było to - generalnie rzecz biorąc - globalne zjawisko, przynajmniej w
krajach dotkniętych przez II Wojnę Światową.

Oni potem mieli swoje dzieci, których było już znacznie mniej, na skutek bardzo modnego
modelu rodziny atomowej - tu mamy pokolenie bohaterów naszego filmu.

Nie mieli oni ciążącego nad sobą piętna wojny, nie mieli Muru Berlińskiego, nie mieli
Wietnamu czy komunizmu, tylko jakąś parodię w Iraku :). Było to pokolenie, którego
"traumą było brak traumy".

W Stanach Zjednoczonych zbiegło się to dodatkowo z dość poważnym kryzysem gospodarczym
przełomu lat 80' i 90', który wielu ludziom odebrał szansę na przyszłość. Nie mieli oni
szans na dorównanie - tym samym nakładem pracy - poziomowi życia swoim Starszym, co z
kolei spowodowało, że wielu z tych ludzi się po prostu poddało, a że było tych ludzi
dość sporo - powstało całkiem zwarte środowisko i z tym właśnie środowiskiem mamy do
czynienia w filmie.



Piszę o tym, bo spotkałem się z opinią, że jest to film "nakręcony przez debili, o
debilach i dla debili", co uważam za dość zimną i nieprzemyślaną ocenę. Chciałbym
dodać, że nie są to ludzie tak po prostu leniwi, widzę ich jako osoby zdeterminowane
przez - bądź co bądź - niekorzystne warunki społeczno-ekonomiczno-jakieśtam ;). jest to
dość smutny obraz ludzi młodych, których życie jest niemal zupełnie puste i jałowe, ale
mimo wszystko usiłują poskładać je w całość - najlepiej jak potrafią...

Zauważcie jaka jest postawa głównego bohatera - Pewnego dnia odkrywa on coś, na czym mu
zależy i jest to dla niego coś nowego, coś o co warto walczyć, coś co jego życiu może
nadać sens - choć być może przesadzam.



Powracając do reżyserii (jak obiecałem). Nie jestem przekonany czy Smith, kręcąc
Mallrats, brał pod uwagę ten socjologiczny kontekst i szczerze mówiąc, raczej w to
wątpię. Nie ulega jednak wątpliwości (przynajmniej moim, skromnym zdaniem), że idealnie
potrafił się wstrzelić w ówczesne problemy i przedstawić je w formie lekkiej, a
dosadnej, swobodnej i naturalnej - bez stosowania języka skandalu, jak np. w naszych
nieszczęsnych Galeriankach :) czy innych, podobnych "chwytów"... co prawda, stosuje on
swoją charakterystyczną manierę - może się ona podobać lub nie.

mosheh

... Więc nie jest to tylko, ot taka historyjka o leniuchach :)

Poza tym Smith ma talent do kreowania postaci negatywnych, ale w sposób
szalenie sympatyczny... :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones