Niby nic wielkiego, a jednak film, który na długo pozostaje w pamięci. Olbrzymi zdehumanizowany szpital pogrąża się w chaosie. Zdrowej pacjentce usuwa się nerkę. W dodatku w gmachu zaczyna grasować przestępca. Czarna komedia mistrza Hillera (Love Story, Trans-american Express / Silver Streak) daje to, co powinno być esencją dobrego filmu: zajmującą akcję i końcową refleksję.
Mistrzem jest tu przede wszystkim scenarzysta - Paddy Chayefsky - to jego cholernie niebanalny i niesztampowy skrypt jest siłą tego filmu. No i te rewelacyjne dialgi...
Nie umniejszam rzecz jasna zasług innych - Hiller reżyseruje całość z werwą, a George C. Scott jest tradycyjnie wyborny:)
Tym niemniej "Szpital" to przede wszystkim triumf Chayefsky'ego - zdobył za niego i Złotego Globa, i BAFTĘ, i Oscara (a w sumie tych ostatnich zgromadził 3 - nagrodzono go jeszcze za "Sieć" Lumeta i "Marty'ego" Delberta Manna).
Paddy Chayefsky - nazwisko, które każdy filmoznawca (również taki domorosły, jak ja:p) powinien znać - aż dziw, że na filmwebie nie mają nawet jego zdjęcia... Zamieściłbym, ale pewnie jak zwykle administratorzy mi odrzucą:p