Widzę, że w Skandynawii temat amnezji i jej globalnego wpływu jest niezwykle popularny (jak i psychologia Junga). Dopiero co obejrzałem "Allegro", gdzie wyparte wspomnienia głównego bohatera powodują wystąpienie w Kopenhadze fenomenu polegającego na odizolowaniu części miasta od reszty świata, a już przyszło mi oglądać walkę nadludzkich istot o wyparte wspomnienia mieszkańca Sztokholmu. DD żył sobie spokojnie swoim pustym, bezbarwnym życiem, kiedy to nagle do taksówki, w której siedział, wpadła kobieta uciekająca przed bandą zbirów. Tak oto rozpocznie się jego szalona przygoda po komiksowym świecie, a jej celem są jego wspomnienia, o których dawno temu zapomniał.
Pod względem artystycznym "Storm" pozostaje daleko w tyle za "Allegro". Stosuje tę samą symbolikę, ten sam w zasadzie scenariusz, prezentuje nam też to samo przesłanie: pozbywając się wspomnień, nawet tych najbardziej bolesnych, stajemy się zimni jak lód, nieludzcy i pozbawieni możliwości kochania. Niestety "Storm" wszystko to robi w sposób łopatologiczny. Cechą szczególną filmu jest galimatias. Większość z postaci nie jest w stanie wysłowić się normalnie, zamiast tego wypowiadają jakieś pierdoły mające w zamierzeniu być pełnymi tajemnicy i aluzji głębokimi przemyśleniami. Lepsze teksty można znaleźć wypisane na murach niejednego blokowiska. Film ma jednak broni się dzięki dwóm rzeczom: dynamicznemu, bardzo nowoczesnemu montażowi i znakomita muzyka, która była balsamem na moje uszy zmaltretowane topornymi dialogami. Dzięki temu "Storm" nie jest całkowitą porażką, jednak wiele nie stracicie jeśli film sobie darujecie.