Przepis na amerykańską komedię:
scenariusz pisany 5 minut przed rozpoczęciem zdjęć.
Czyli:
1. Zwichrowane postaci główne. Nieudacznicy o skomplikowanym życiu. Co najmniej jedna musi być upośledzona co najmniej w stopniu umiarkowanym. Druga musi być rozwiązła i być alkoholikiem albo narkomanem.
2. Uciekają przed czymś
3. Jedna się zakochuje
5. Następuje załamanie w fabule. Z wesołej komedii 10 min dramatu i rozterek sercowych na poziomie argentyńskiego tasiemca.
6. Wracamy do komedii = parę żartów o bąkach, rzyganiu i ćpaniu, żeby rozładować nerwową i smutną atmosferę po pkt. nr 5.
7. happy end

Do tego dodajemy paru wybitnych aktorów na emeryturze, którzy za kilka dolarów zgodzą się zagrać, żeby na plakatach reklamowych można było dać ich nazwiska i wciągnąć w pułapkę kilka osób więcej.
W roli głównej obsadzamy aktorkę tak obrzydliwą i odpychającą, że wzbudza skurcze w gardle nawet u amerykanów, którzy mają takie widoki przed McDonaldami na co dzień. Voilà!
Miksujemy to wszystko i mamy łatwą, lekką komedię o niczym.

P.S Melissa była śmieszna za pierwszym razem gdy oglądałem z nią agentkę. Kolejny film z nią dał mi do myślenia. Kolejne utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jest aktora jednej roli. Jej "talent" ogranicza się tylko do zagrania jeden postaci - samej siebie
Można się pośmiać ale ludzie lubiący ambitne kino nie mają tu czego szukać