"Sorry, Haters" to przede wszystkim film o poczuciu bezsilności. Tak się czuje główna bohaterka filmu, której życie wydaje się puste, a jedyną "osobą", która jest jej bliska jest jej pies "Smithy"... Kobieta ma w sobie bardzo dużo gniewu, który, realizuje poprzez różnego rodzaju drobne destrukcje wycelowane w innych. Pewnego dnia ofiarą jej tendencji niszczycielskich pada taksówkarz, uchodźca syryjskiego pochodzenia, który jak się okazuje się ma problem ze ściągnięciem swego brata do USA. Kobieta deklaruje pomoc, lecz w efekcie podejmuje kroki, które powoli odbierają Ashadowi grunt spod nóg...
Ashad popada we wściekłość i pragnie zemsty, wkrada się do domu kobiety i czeka. Gdy Phoebe wraca do domu, przez chwile wzajemnnie skumulowane emocje sięgają zenitu, co kończy się samookaleczeniem kobiety i zranieniem Ashade'a. Potem jednak następuję niespodziewane i nawet pełne czułości porozumienie...
Następnego dnia Phoebe na pozór pełna optymizmu i tak brakującej jej energii, idzie z Ashadem do adwokata, by rozwiązać sprawę jego brata. Na pożegnanie wciska mu pod kurtkę małą paczuszkę.
Dla niej "ten" dzień znowu, szczęśliwie powrócił...