PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=831653}

Tenet

6,7 80 376
ocen
6,7 10 1 80376
5,8 53
oceny krytyków
Tenet
powrót do forum filmu Tenet

Na wstępie proszę, by osoby, które w szkole miały problemy ze zrozumieniem zasad dynamiki Newtona, nie próbowały mi wmówić, że źle oceniam ten film, bo go nie zrozumiałem... Dziękuję.

A teraz do clou. Ten film jest po prostu słaby i 6 daję tylko z szacunku do reżysera, ambitnego pomysłu i kilku fajnych ról - ale zdecydowanie nie głównej.

1. Pomysł fajny, ambitny, ale ewidentnie przerósł reżysera. Zawiły? Zawiły to był Interstellar, gdzie osoba nierozumiejąca czym jest czwarty wymiar, czasoprzestrzeń czy czarna dziura patrzyła w ekran jak w świeżo malowaną ścianę i zachwycał się schnącą farbą, żeby nie wyjść na głupiego. Tu nie było nic zawiłego. Tu był chaos a nie zawiłość, tu było zgubienie się w swoim pomyśle, przez co ciężko się to oglądało.
2. Wątek emocjonalny był kompletnie zbędny w tej historii. Ja rozumiem, że Nolan lubi tworzyć więź między nowo-poznanymi bohaterami w swoich filmach, ale ten był po prostu sztuczny i zbędny dla całej historii, w której jedyny sens miała klamra "Widziałam kobietę, która skacze do wody - zazdrościłam jej wolności". Jedna scena, nie wynagrodzi straconych na ten wątek 30 minut...
3. Washington... najbardziej miałki, najbardziej nijaki i najbardziej nieprzekonujący główny bohater Sci-Fi w całej filmografii Nolana. Poprzedni bohaterowie bronili swojej pozycji w filmie, budowali nawet swoisty autorytet i realizm historii "dlaczego to właśnie ja jestem tym wybranym". Genialny fizyk, laska w nieograniczoną wyobraźnią... A tu jebs, Washington. Koleś, który fizycznie kompletnie nie nadaje się na komandosa - jest ociężały, zdolności motoryczne takie, że nie nadawał się kompletnie do scen walki, do tego nieudolnie próbował pokazać swoją siłę podciągnięciami na drążku (zaakcentowane kilka razy)... których nie potrafił poprawnie wykonać, bo zamiast prostować ręce do 180 stopni, to on może do 100 zjeżdżał. Demi Moore w J.I.Jane wyglądała z bronią bardziej męsko niż on. Do teraz mam w głowie scenę, gdzie biegnie z karabinem szturmowym i wygląda jakby wsadzić go w ręce przysłowiowej blondynce i kazać jej biec. Kompletna nieumiejętność trzymania broni i styl biegu niczym Jack Sparrow... idealne połączenie.
No ale dobra, zejdźmy na ziemię, bo może typ nie miał być mięśniakiem. Tylko jak nie mięśniakiem to kim? Bo mózgiem też zdecydowanie nie był, kompletnie nie łapał intelektualnie tego co się dzieje (zresztą zaznaczono, że radzi sobie tylko dzięki instynktowi), a nagle okazuje się, że to on obmyślił złożony plan na ratowanie świata w odwróconej czasoprzestrzeni. Brawo, to jest ta historia o człowieku, który ledwo skończył szkołę, bo był na nią za głupi, a później zostaje naukowcem... A nie, czekaj, to często jest o popychadle szkolnym, który wraca jako koks... I o ile warunki fizyczne można poprawić, tak zdolności intelektualnych, które w odpowiednim czasie się nie rozwinęły, kilkoma książkami się nie naprawi...
Ale ok, bo nie tylko problem "ta miernota mnie nie przekonuje", co ten koleś dodatkowo jest miernym aktorem. Strasznie irytujący, ciągle głowa pochylona ku górze, tragiczna mimika i odgrywanie emocji... Zastanawiam się dlaczego ten gość dostał tę rolę. Tzn. mam dwa typy i pytanie, który z nich miał większy wpływ. Czy fakt, że jest synem szanowanego (również przeze mnie) Danzela... czy fakt, że jest czarnoskóry i Nolan w czasach nagonki na "nierówności rasowe" w Hollywood nie chciał się narażać na krytykę i na siłę wcisnął nieautentyczną postać - jako ciekawostką dla tych, którzy nie chcą wierzyć w ten "spizeg" dorzucę fakt, ze u Christophera NIGDY głównej roli nie dostała osoba czarnoskóra, więc ryzyko wystawienia się na ostrzał było duże. ;)
A jednak Nolan zawsze miał nosa do obsady. Co więc tutaj poszło nie tak?

ocenił(a) film na 9
BK92

1. What? Interstellar był zawiły...? :D No i muszę napisać, że jednak chyba nie zrozumiałeś mechaniki filmu... - a jak się czegoś nie rozumie to się hejtuje :)
2. Tak naprawdę wątek emocjonalny był tego wszystkiego powodem, ale w sumie znowu wracamy do mojej odpowiedzi z punktu 1.
3. Jesteś rasistą? Nolan nie zrobił przecież 30 filmów tylko ok 11 - bez przesady że nie mógł zaangażować w film czarnoskórego aktora. Nolan to nie jest facet który się ugina i dostosowuje pod publikę, więc....
Pozostałe wywód - "czepialstwo" - w taki sposób to tak naprawdę każdego filmu się można czepić - zły kolor szminki, dlaczego BMW a nie AUDI, dlaczego czarny a nie biały. Za dużo wulgaryzmów.
Washington był mózgiem operacji, a jeżeli się już coś przeżyło, to się wie co i jak - Washington z filmu dopiero przeżywał to wszystko pierwszy raz - rozumiem, że Ty byś był mniej zamotany?
Kolejna rzecz - nie potrzeba dużego intelektu aby z perspektywy czasu ocenić czy dana decyzja była dobra, czy też zła oraz - co by się zmieniło gdyby się mogło cofnąć czas.

ocenił(a) film na 6
emqbro

1. No na pewno bardziej niż to. Tzn. ok, jak ktoś sobie siedział i bezmyślnie oglądał, to jasne, nie był zawiły, bo wychodził na nawet fajny dramat w kosmosie... Ale, żeby ogarnąć wszystkie "smaczki" to jednak trochę fizyki trzeba było liznąć.
2. No nie, no jeżeli dla Ciebie wątek emocjonalny był powodem dalszego rozwoju akcji, to to nie ja nie zrozumiałem.
3. "Jesteś rasistą?". I Ty gościu chcesz mi robić wywody o tym, że nie rozumiem filmu Sci-Fi, w momencie, gdy tak bzdurne przypuszczenia wysnuwasz na podstawie tego co napisałem...
Nie twierdzę, że nie mógł. Twierdzę, że to trochę dziwne, iż Nolan na 11 filmów nigdy wcześniej nie zaangażował czarnoskórego do nieepizodycznej roli, a teraz nagle gdy mamy szum o rasizmie w Hollywood bierze sobie miernego aktorzynę z przeciętnym (o ile nie słabym) CV na głównego aktora w filmie.
Czepialstwo... Tia. I znowu dochodzimy do momentu, gdzie wyśmiewasz mnie za niezrozumienie filmu, a sam bronisz go kompletnie bezsensownymi argumentami...

"Washington był mózgiem operacji, a jeżeli się już coś przeżyło, to się wie co i jak - Washington z filmu dopiero przeżywał to wszystko pierwszy raz - rozumiem, że Ty byś był mniej zamotany?"
Washington od samego początku filmu jest przedstawiany jako koleś, który żyje tylko dzięki swojemu instynktowi. Nie predyspozycjom siłowym/zręcznościowym, nie intelektowi, tylko instynktownym ruchom. To mu pozwoliło szybko pojąć jak działa odwrócony czas. Ale pojąć by przeżyć, a pojąć by zrozumieć i zostać mózgiem operacji to dwie zupełnie inne rzeczy.
Jak wyślesz na studia kogoś, kto nie umie czytać i ma problemy z elementarną wiedzą, to nie ważne jak bardzo jest zawzięty - profesorem nie zostanie.

"Kolejna rzecz - nie potrzeba dużego intelektu aby z perspektywy czasu ocenić czy dana decyzja była dobra, czy też zła oraz - co by się zmieniło gdyby się mogło cofnąć czas."
Otóż potrzeba... Jasne, mając nieograniczoną liczbę prób nawet małpa metodą prób i błędów doszłaby do rozwiązania. Ba, nawet losowym wciskaniem guzików.
Tylko, czy małpa, która tak działa byłaby w stanie zdobyć zaufanie setek ludzi pod sobą, którzy są niezbędni do realizacji planu? Planu kogoś z miernym intelektem? No nie sądzę...

Jeżeli dla Ciebie Interstellar nie był zawiły (w kwestii zrozumienia naukowego), za to Tenet tak... to sory, ale to nie ja nie rozumiem tych filmów. ;)

ocenił(a) film na 9
BK92

1. nie, po prostu nie miałem problemu ze zrozumieniem - tymbardziej, że w filmie to wyjaśniają i prowadzą widza właśnie po to, abyś nie pisał takich tematów . Człowiek rozumny zna owe zagadnienia mniej lub więcej (kolokwialnie - czarna dziura wciąga i zabija, prędkość światła, grawitacja - to wszystko to wiedza z podstawówki przecież) . Bez przesady, że trzeba w filmie tłumaczyć:" Słuchajcie, nasz układ słoneczny na tyle i tyle planet" - c'mon.
Przedstawi mi proszę jak działa "wehikuł czasu" w TENET. Ciekawi mnie Twoja odpowiedź.
2. Tak, to wszystko przez wątek emocjonalny. Bo o ile chodzi o kobietę i dziecko, to Główny zły chce zniszczyć świat ponieważ on umiera - czy to nie są pobudki emocjonalne? Uświadom mi proszę zatem, z jakiego powodu dzieje się akcja w filmie.
3. Zapytałem jak człowiek, czy jesteś rasistą - wystarczyło napisać że nie i kontynuować wątek :) Myślę, ze teraz z Czarnoskórymi w filmach będzie tak jak z grypą w dzisiejszych czasach - to tylko zwykła grypa, ale każdy będzie podejrzewać COVID...
Przyszedł czas na Czarnoskórego aktora i tyle. Piszesz że mierny aktorzyna - wg mnie bardzo fajnie zagrał, tak samo zresztą Pattinson, którego większość skreśla tylko dlatego że zagrał w filmie Zmierzch -łatka została przypięta, a przecież to świetny aktor (polecam "Devil all the time" na netflix.
Washington mogł być przedstawiony nawet jako James Bond na początku filmu- przyczepiłeś się tego zdania i trzymasz, jakby nie było dalszego rozwoju tej postaci (a przecież to on zaproponował powrót do tyłu - więc...).
Piszesz o profesorze... well, studia są dla wytrwałych, niekoniecznie dla inteligentnych.
Co do zdania z małpą i zaufaniem setek ludzi - gdyby mi to zaproponowano, to bym się nie zastanawiał :D poza tym - przeżyć coś i wiedzieć co zmienić to nie jest niewiaodmo jaki intelekt...

Peace? :)

ocenił(a) film na 6
emqbro

1. Otóż nie do końca. w Interstellar ważne jest rozumienie czym jest czwarty wymiar. Zakrzywienie czasoprzestrzeni. W innym wypadku siedzisz i zastanawiasz się jak to jest, że typ poleciał w kosmos a teraz stoi za regałem.
Jak działał "wehikuł czasu"? Był tam "wehikuł"? Myślałem, że maszyna odwracająca czas. ;)
Wehikuł to raczej mistyczne urządzenie, które na pstryknięcie guzikiem cofa nas do określonego momentu. Tutaj miałeś maszynę, która pozwalała się w czasie - dosłownie - cofać (ale nie go cofnąć).
2. Podchodząc w ten sposób, to wątek emocjonalny spowodował wybuch II WŚ. ;)
Bez przesady, główny zły chciał zniszczyć świat, bo był zły i "jeżeli on nie może czegoś mieć, to nikt nie będzie miał" (czyt. życie). I nawet to, że był w jakimś stopniu "ekologiem" go nie broni. ;)
Więc dalej stoję przy tym, że wątek ratowania tej kobiety i jej dzieciaka był tu bardzo nienaturalnie (szczególnie jak na Nolana) wpleciony.
3. Jasne, kwestia zależności tego angażu a "rasizmu" to tylko moje przypuszczenie. Niemniej istnieją fakty, które pozwalają mi taki osąd wysnuć.
Według mnie zagrał tragicznie, był bardzo irytujący itd. Szczerze to tak, wolałbym wspomnianego wczesniej Willa Smitha w tej roli - przynajmniej fizycznie nadawałby się do tej roli.
Nie mam problemu do tego, że rolę dostał czarnoskóry. Mam problem do tego, że aktor IMO nie udźwignął roli, a to co napisałem wyżej pozwala mi sądzić, iż jego angaż nie wynikał czysto z umiejętności aktorskich i gdyby nie presja, to ten film mógłby być dużo lepszy.
I nie jest to zwykłe czepialstwo. Czepialstwem byłoby, gdybym marudził, że multi-miliarder powinien mieć ładniejszą kobietę. ;)

Pattinson zagrał bardzo dobrze i choć sam kojarzę go głównie ze Zmierzchem (no cóż, są role, które ciężko odlepić tj. Harry Potter) to nie miałem do niego obiekcji. Zac Efron na przykład grał w HSM, a w momencie gdy jest dobrze dobrany do roli, to też mi to nie przeszkadza.

Studia są dla wytrwałych, ale sama wytrwałość to za mało. Przyczepiłem się... tak, bo czego innego mam się przyczepić? Jest to niespójność scenariusza, a od "ambitnych filmów" jednak tej spójności wymagam. Tj. od komedii wymagam by mnie rozśmieszyła, a horror choć trochę trzymał w napięciu.

A gdyby małpa zaproponowała mi wejście do "maszyny czasu o mocy 100.000 W" to sory... Jak ktoś był w podstawówce słaby z fizyki, to inżynierem budownictwa nie zostanie - na budowie to co najwyżej może cegły układać a nie tworzyć plan budowy. Co prawda po kilku latach będzie sam w stanie coś zbudować, dzięki nabytemu doświadczeniu i podsłuchanym radom... ale to będzie raczej budowa garażu, a nie nowoczesnego, szklanego wieżowca. A plan z cofaniem się w czasie raczej kalibrem bardziej pasuje tu do wieżowca. ;)

ocenił(a) film na 9
BK92

1. Dlatego napisałem w cudzysłowie :) oczywiście chodziło mi o "tą maszynę" do zmiany biegu czasu.
4 wymiar - sympatykom SF temat znany równie dobrze jak "Paradoks Dziadka", więc ok - dla Kowalskiego (prawdziwego Kowalskiego) to wiadomo - wielu rzeczy nie zrozumie, bo taki Kowalski może obejrzy TENET kiedyś jako hit Polsatu :) i przełączy kilkanaście minut później "bo nie ma baby przebranej za chłopa" :)
2. Tak, i wiele wątków, wojen jest zostało zapoczątkowanych z pobudek emocjonalnych - "chcę władać światem, chcę to, chcę tamto, on mi odbił kobietę" :) hehe. W każdym razie, w TENET wątek mimo wszystko za słabo rozwinięty, ale zauważalny ale mający dużą wagę.
3. Gdybyśmy to my dobierali aktorów, życie byłoby prostsze... Ot widziałem Washingtona tylko w tej "komedii" z Adamem Driver'em o Ku Klux Klanie, ale była wg mnie dobra. Will Smith były "bezpieczny", ale ten aktor ma swój sposób bycia, który nie pasowałby do roli Protagonisty. W sumie, gdybym miał wybór - sam nie wiem kogo obsadziłbym tej roli. Wiem natomiast, że raczje nie zmieniłbym Pattinson'a i raczej nie zmieniłbym Debicki (podobała mi się, może nie tyle aktorsko, co fizycznie :P ). Miło było zobaczyć A. Taylor-Johnson'a w swojej roli.
Z innej beczki - Gwiezdne Wojny - małe nazwiska, ktore potem okazały się wielkie (H. Ford np.) - Może Washington nas jeszcze zaskoczy, ale patrząc na jego wiek - "najlepsze" lata ma już za sobą.
Oj tak, Pattinson i D. Radcliffe są kojarzeni niesłusznie tylko z jedną rolą, natomiast Harry gra w naprawdę innych i ambitnych filmach (patrz: Kobieta w czerni. Swiss Army Man czy Jungle).

ocenił(a) film na 6
emqbro

1. No nie do końca, bo ciężko sobie wyobrazić czwarty wymiar. Zdecydowanie ciężej, niż "paradoks dziadka".
Z drugiej strony i w Tenecie ciężko mówić o paradoksie dziadka, bo... nie mieliśmy tutaj klasycznego podróżowania w czasie, co o liniowej ciągłości czasu (tj. pisałem - klikam i się cofam, "teleportuję" w czasie bez ciągłej linii czasowej), więc bardziej tutaj mamy takie przeskakiwanie po równoległych światach. Tj. cofał się do czasu w innym uniwersum.

2. Dużą wagę mają emocje oligarchy. Ale emocje jego kobiety, dziecka i jej pobudek już nie. Jej wątek był tak bezużyteczny, że gdyby ograniczyć ją do roli łącznika z mężem mielibyśmy taki sam wynik końcowy - wszak jej chęć zabicia go pojawiła się dopiero po dokładniejszym poznaniu Protagonisty, więc nie próbowałaby go zabić, nie musiałaby przeciągać itd. IMO zmarnowane 30 minut filmu.

3. No i to jest praktycznie tylko jeden film, z którego jest znany. Do tego piję. Koleś w swoim życiu zagrał praktycznie tylko w jednym filmie i nagle dostaje główną rolę u Nolana. Do tego nie jest to "perspektywiczny młodzieniaszek" bo koleś ma 36 lat (mimo że wygląda na jakieś 45). Kompletnie nie rozumiem tej obsady.
Kogo bym widział? Nie wiem. Serio, nie mam pomysłu. Ale po seansie wiem, że nie "młodego" Washingtona.

Co do "Kobieta w czerni" to IMO jest to jeden z najlepszych współczesnych horrorów, bo faktycznie potrafi trzymać w napięciu i jest mroczny. Nie jakieś tam Obecności czy inne dziwne lalki.

BK92

Małe sprostowanie. W filmie nie ma maszyny odwracającej czas. Ona odwraca entropię przedmiotów lub ludzi. A ponieważ strzałkę czasu okreslamy na podstawie entropii, a nie odwrotnie, dlatego zakładamy że taki "odwrócony" przedmiot lub osoba zaczyna cofać się w czasie.

ocenił(a) film na 10
BK92

1. W którym momencie zgubił się we własnym pomyśle?
2. Właśnie więzi tu było mało, w Interstellar na przykład było to strasznie poruszone, a tutaj średnio
3. Rzadko kiedy ćwiczenia się robi do pełnego wyprostu. A tak to nie mam do czego się przyczepić, faktycznie mogło Ci się w jego aparycji/grze nie podobać.

ocenił(a) film na 6
PinkySuavo

1. W tym, że w pewnym momencie na ekranie było aż za dużo chaosu.
W tym, że bohater okazuje się Protagonistą, ale historia trochę niezbyt się klei, bo pomysł był jego, cały plan był jego, ale został zwerbowany bez jakichś konkretnych specjalnych umiejętności (nie wydał ziomków... nie no, genialny skill) +... ekhm... plan był jego i w swoim własnym planie wysłał Neila do momentu zanim został zwerbowany, by uratował mu życie? Tzn. jasne, nie jest jeszcze powiedziane, że to on dowodził w tamtym momencie... no ale coś tu się nie klei.
2. Tyle, że w Interstellar miało to sens - więzi rodzinne czy przyjacielskie. Tutaj mamy zauroczenie/empatia, która mogła zaprzepaścić cały plan. U "mózga" operacji.
3. Wyłącznie w ćwiczeniach typu Push, gdy operujemy dużym ciężarem i prostowanie stawu może spowodować jego kontuzję. W przypadku podciągania wyprostowanie łokci jest niezbędne, by zaliczyć pełne poprawne powtórzenie. A on w łokciu zamiast 180 stopni zjeżdżał do 100, co znacznie ułatwia.

ocenił(a) film na 10
BK92

1. Chaos i jest, o to w tym filmie chodzi, że ciężko ogarnąć, ale jednocześnie wszystko się klei.
Umiejętności jakieś miał, w końcu był tam zamieszany w jakieś czarne interesy, jak widać stłukł 4 typków samodzielnie, może nie było po nim widać tak jak mówiłeś, ale kreowany był na postać która się zna na rzeczy. No i tak, zgadza się, musi wysłac Neila w przeszłość.
2. Tu się zgadzam, choć relacja Neila i Protagonisty jest specyficzna, bo niby się nie znają, ale Neil jednak zna go już lata. Jednak tu według mnie głównie końcówka dała to odczuć.
3. Kiedyś umiałem podciągać się na jednej ręce. O ile na dwóch rękach tego nie czuć, to uwierz mi, że wolałem nie próbować schodzić do całkowitego wyprostu na jednej ręce :D Ogólnie zawsze miałem wrażenie, że jeśli całkowicie rozluźnię mięśnie, to będzie to niezbyt zdrowe dla moich łokci i zawsze wolałem zostawić lekkie spięcie, choć z drugiej strony, jak tak teraz patrzę na swoje stare filmy, to w sumie 180 stopni było. No i racja, 100 stopni to już spore odejście od 180.

ocenił(a) film na 6
PinkySuavo

1 "No i tak, zgadza się, musi wysłac Neila w przeszłość."
No tak, ale to już jest błąd logiczny. Paradoks dziadka dotyczy sytuacji, gdy cofający się w czasie zabije swojego przodka i nadal będzie żył...
Przodka. Ale nie ma opcji wysłać kogoś do przeszłości by go uratował, bo... no bo kurde, nie ratujesz w przeszłości sam siebie przed śmiercią, bo po prostu byś do tego momentu cofnięcia się w czasie nie dotrwał.
Skoro Neil NA POLECENIE PROTAGONISTY musiał się cofnąć w czasie, by go PROTAGONISTĘ uratować to mamy tu błąd logiczny, bo PROTAGONISTA by nie żył dalszej linii czasowej i nie mógłby Neila wysłać z misją.

To już jest poza paradoksem dziadka, to jest błąd logiczny.

ocenił(a) film na 10
BK92

W tym filmie jest dość specyficzny rodzaj podróży w czasie. Wszystko jest w zamkniętej pętli, każda "kolejna" osoba robi dokładnie to samo. Neil się cofnie, ponieważ skoro było tutaj tyle wersji Neila, to każda kolejna zrobi to samo. Z tego co kojarzę to było kilka filmów w których też była koncepcja takiej zamkniętej pętli.

W filmie nawet z tego co kojarzę raz padało pytanie o wolną wolę. Bohaterowie teoretycznie mogą zrobić co chcą - np. gdy widzieli swoje wersje idące do tyłu, to synchronizowali się z nimi i wchodzili do maszyny tak jakby równo z nimi. Kto wie, co by się stało, gdyby postanowili zrobić coś innego? Jednak w filmie zostało założone, że wszyscy robią to samo, w ten sposób unikają paradoksów.

Podsumowując, Protagonista wysłał tam Neila bo po prostu wiedział, że Neil tam musi być. Ta pętla jest nieskończona, po prostu każdy Protagonista zawsze wysyłał Neila do przeszłości. Gdyby któryś tego nie zrobił, pętla by się przerwała. Ale każdy Neil i każdy Protagonista to ta sama osoba, więc każdy zawsze zrobi to samo, zarówno widząc swoje wersje z przyszłości jak i przeszłości.

ocenił(a) film na 6
PinkySuavo

"Protagonista wysłał tam Neila bo po prostu wiedział, że Neil tam musi być."
No ok... ale jaki w tym wypadku był powód wysłania tam Neila PO RAZ PIERWSZY?
Skoro został tam wysłany, by uratować Protagonistę, to znaczy, że bez tego Protagonista by nie żył - również w przyszłości - więc on go wysłać tam nie mógł. I tak pada teoria, że to on wszystko zaplanował. Nie wysłałby kogoś w przeszłość, by go uratował, bo by go w tej przyszłości po prostu nie było, gdyby tam zginął.

ocenił(a) film na 10
BK92

To jest właśnie coś, co ciężko zrozumieć. Nie było pierwszego razu. Neil nigdy nie został wysłany "po raz pierwszy". Pętla jest nieskończona, to się zawsze działo i będzie dziać. Nie było "pierwszego" wysłania Neila.

Nie wiem czy da się to do czegoś sensownie przyrównać, bo nasze mózgi nie potrafią ogarnąć takiego konceptu.

Ja osobiście sobie to przyrównywałem do moich "wierzeń" na temat Wszechświata. Nie sądzę, aby powstał z niczego. Poniekąd wierzę, że istnienie Wszechświata to nieskończona pętla Wielkich Wybuchów i "Wielkich Załamań" (The Big Crunch) i on po prostu zawsze istniał i zawsze będzie istnieć. Ciężko to sobie wyobrazić, no bo przecież kiedyś musi być początek. No ale w przypadku Wszechświata czym miałby być początek? Skąd z niczego miałoby powstać coś? Czy w ogóle "nic" istnieje? Jeżeli jesteś wierzący, to możesz iść też w stronę Boga - skoro on stworzył Wszechświat, to kiedy on sam powstał? A skoro był zawsze, to też nie było jego "pierwszego dnia".

Inne porównania to np. znalezienie początku na okręgu, ale wydaje mi się, że to co napisałem powyżej bardziej pasuje, a to takie porównanie z dupy troszkę :D

Więc podsumowując, wszystko sprowadza się do tego, że nie ma "pierwszego" razu i wszystko dzieje się w pętli, która istniała zawsze. Nawet jakby sobie wyobrazić "pierwszego" Protagonistę, to on i tak już spotka ludzi z przyszłości, mimo, że jest pierwszy.

Mi też to ciężko ogarnąć, bo wyobrażając sobie np. dzisiejszą ludzkość, że kiedyś wynajdzie taki sposób cofania się w czasie, no to teoretycznie moglibyśmy być pierwsi, no i skąd wtedy ludzie z przyszłości mieli by się u nas pojawić? Z jednej strony to nie ma sensu, ale z drugiej, jeżeli nagle się pojawią te osoby z przyszłości, a potem w przyszłości będziemy robić dokładnie to, co te osoby, to pętla się zamknie i okaże się, że zawsze się tak dzieje. Tylko czemu taka pętla miałaby w ogóle powstać? Czemu taka, a nie inna? Może świat TENET jest wielką symulacją i ktoś pogrzebał w kodzie źródłowym symulacji i postanowił sobie zrobić taką pętlę? :D

ocenił(a) film na 8
BK92

Żaden błąd logiczny. Protagonista wiedział, że umarł bo dowiedział się tego od Neila. Być może więcej razy. Neil jest dla protagonisty w teraźniejszości jego wiedzą o przyszłości. A Neil mu ją dawkuje w takich ilościach by przeżył. Protagonista wysyłający Neila nie będzie już nigdy protsgonistą w filmie, ani odwrotnie. Będą mieli już całkowicie rozłączne wspomnienia od początku akcji.
A powodów i prób wysłania Neila mogło być kilka. Pierwszym i najważniejszym motywem było z zniszczenie Teneta, drugim przeżycie protagonisty. Dlaczego? Po prostu dlatego, że on się tym zajął jako pierwszy. Być może po swojej śmierci, o której mu powiedział ktoś kto go uratował. Właśnie prawdopodobnie Neil. Bo miał motyw widząc co robi Sator z jego matką i co w ogóle robi.

ocenił(a) film na 9
BK92

2. Tutaj się nie zgodzę. Więzi były w Interstellar i ten film jest tragiczny. Tutaj się od tego odcina (ale może nie do końca, bo ta postać żonki mnie drażni i jej "ale co z moim synem") i robi to filmowi na dobre. To film akcji a nie melodramat.

ocenił(a) film na 6
matlas

Chodziło mi o to, że w Interstellar te więzi były naturalne. Rodzina / przyjaźń. A tutaj jak sam zauważyłeś - współczucie do irytującej, roszczeniowej babki, która wcześniej poleciała na hajs, a teraz się użala, że to on jej zniszczył życie.

ocenił(a) film na 5
BK92

"Interstellar" też był filmem o niczym, a nawet jeszcze gorszy bo w "Tenet" była chociaż jakaś akcja i coś się działo, gdy "Interstellar" to była z kolei zwykła kolorowa wydmuszka o niczym. Dla mnie Nolan się skończył na trylogii "Mrocznego Rycerza"

ocenił(a) film na 6
Peter_Quinzel

Nie był o niczym, wręcz przeciwnie. Był po prostu zbyt ciężki, bo wymagał od widza pewnej wiedzy fizyczno-astronomicznej.
Nie było akcji, bo to nie był film akcji. Było to Science-Fiction, z dużym naciskiem na Science.

ocenił(a) film na 8
BK92

Oba filmy wymagały tylko inteligencji i wyobraźni. Cała potrzebna wiedza była przekazana w obu filmach. No cóż - nie dla tych, którzy wiedzę uważają za podstawę.

ocenił(a) film na 5
BK92

Nie masz racji, te filmy można zrozumieć bez specjalistycznej wiedzy naukowej, ale to nie zmienia faktu, że są po prostu nudne i scenariusz był chyba kreślony na kolanie.

ocenił(a) film na 8
Peter_Quinzel

Hahaha. Zastanawiam się jak to możliwe, że Nolan ma tak nierozgarniętych fanów. A już wiem. On poszedł do przodu, część fanów została na torach i patrzy na oddalające się czerwone światła... :)

ocenił(a) film na 5
olamagato

Szkoda tylko, że nie jestem i nigdy nie byłem fanem.

ocenił(a) film na 8
BK92

1. Ciężko się oglądało tylko tym, którzy nigdy nie przeczytali Krótkiej Historii Czasu Hawkinga. Na szczęście wielu jednak oglądało się lepiej bo to akurat był światowy bestseller.
2. Wątek emocjonalny był wyjątkowo szczątkowy, ale i bardzo ważny. Kobieta zazdrościła wolności samej sobie. Bo przecież samą siebie widziała gdy skacze do wody jako domniemana kochanka.
3. Główny protagonista miał właśnie taki być. Niczym szczególnym nie zachwycać. Tak jak każdy, kto dopiero wchodzi w coś i jest jeszcze nierozgarnięty. I kto powiedział, że coś poszło nie tak? Wygląda na to, że tylko ty tak twierdzisz...

ocenił(a) film na 6
olamagato

1. Tak, pewnie 99% Filmwebu przeczytało tę książkę.
A może ciężko się oglądało, bo był chaotyczny? Czemu od razu zakładasz, że pisząc "ciężko się oglądało" mam na myśli to, że nie wyłapałem sensu, bądź linii czasowej? Wszystko wyłapałem, niemniej ciężko się oglądało - właśnie ze względu na panujący momentami chaos.

2. No, bardzo ważny. A wątek tego, że sama sobie zazdrościła wolności, tylko nie wiedziała, że to on "z przyszłości"... No szalenie ważny.
Scena fajna, dodająca kolejny czynnik do "paradoksu" (wszak widać przenikanie się czasów)... ale wątek emocjonalny jest strasznie płytki i nieautentyczny. O czym zresztą klarownie napisałem, no ale Ty wiesz lepiej i zamiast odbić to argumentem piszesz tylko "był ważny i uj, bo fajna scena".
Nolan z jednej strony mocno naciska na Science w tym Sci-Fi, a z drugiej wrzuca tak płytką i miałką więź jako ważny wątek. Typ spotyka typiarę, najpierw ją oszukuje, a później robi mu się jej szkoda, więc ryzykuje plan ratowania świata, żeby jej na chwilę miło było. Nice...

3. Miał taki być, bo... bo Ty tak twierdzisz? Napisałem też kilka argumentów, dlaczego przez niego ten film się nie klei. Dopiero w coś wchodzi... szczegół, że zgodnie z filmem, to Protagonista z przyszłości nakazuje Neilowi cofnąć się w czasie by uratować przed śmiercią Protagonistę z przeszłości... I że to ta sama osoba.
Tylko teraz mi wytłumacz jakim cudem Protagonista znalazł się w przyszłości i wysłał Neila w przeszłość, skoro w tej przeszłości zginął. Teleportował się w czasie jeszcze nim wiedział o maszynie? No czarodziej.

Chcesz dyskutować to dyskutuj. Nie chcesz to nie marnuj mojego czasu, bo po tonie wypowiedzi widzę od razu podejście "debil nie zrozumiał i ocenia, pewnie Hawkinga nie czytał nawet... i jeszcze mu kobieta i murzyn w filmie nie pasują, seksisto-rasista...". :v

ocenił(a) film na 8
BK92

1. Jako ironia myślę, że trafiłeś. Też myślę, że 99% w Polsce, nigdy tej książki nie wzięło do ręki. Ja nie mam tej śmiałości, żeby powiedzieć, że wszystko wyłapałem. :) Ze trzy szczegóły doczytałem nawet na tym forum. Jak już gdzieś napisałem ten film jest do czterokrotnego obejrzenia. Przy piątym można oglądać już z czystą przyjemnością pełnego zrozumienia. :)
Aczkolwiek to co wyłapałem to chyba nie jest źle.
2. Ważny. Nawet bardzo ważny bo ona okazała się kluczowa do zatrzymania Satora. W kluczowym momencie zagrała obietnicą swojego seksu przeciwko jego interesom. Wygrał seks. Bo ona była jego obsesją. A to, że nie doszedł, to inna sprawa. :D
Bez niej cała akcja by się skopała. Albo świat by padł razem z Satorem, albo akcja byłaby nieudana, ale Sator trzymałby już dzień i noc cyjanek na zębach, no i lepiej by się zabezpieczył. Jego niewiedza była ich jedyną bronią. Tak jak "wcześniej" ich niewiedza.
3. To są słowa wyłącznie Neila. A on dawkuje Protagoniście wiedzę, albo czasem go nawet trochę okłamuje. Nie wysłał go, żeby go uratować, ale na tamten stan wiedzy protagoniście to wystarczało jako wiarygodne wyjaśnienie. Tak naprawdę protagonista lub Neil znając już przyszłość zaprojektowali manewr okrążający o średnicy większości ich życia. Wszystko jedno czy protagonista w którymś momencie został zabity. Neil mógł mu nawet więcej niż raz uratować tyłek, a uratowany dla przyszłości protagonista odtąd żył i mógł zaprojektować jeszcze większy manewr okrążający. Tym razem już żył w przyszłości bo "to co się stało już się stało|". Ten uratowany protagonista z przyszłości znający bardzo długo Neila nie ma pamięci wspólnej z protagonistą z przeszłości. Dopiero od fabuły filmu będzie ją miał. A co z tamtym protagonistą? Wszystko jedno. To już się stało. Mógł sobie dalej żyć nie wiedząc czy akcja się powiodła, mogło coś się zmienić, albo mógł zginąć. Linia czasu od fabuły filmu jest już inną linią.

ocenił(a) film na 10
olamagato

W Krótkiej Historii Czasu nie ma nic o odwracaniu czasu :(

ocenił(a) film na 8
PinkySuavo

Ale jest mnóstwo o entropii, co sprowadza się do tego samego bo upływ czasu mierzymy zwiększaniem się entropii. Żaden naukowiec nie będzie pisał o hipotezach z czasem skoro właściwie nikt tak naprawdę nie wie czy czas jest. Zwiekszanie się entropii to zjawisko, które z nim wiążemy bo tak się nam wydaje. Ale nie ma pewności i może się nam tylko wydawać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones