"Teoria spisku" to film o tyle ciekawy, że właściwie niemal do końca nie wiemy, kto tu jest dobry, a kto zły, jaki interes ma w odnalezieniu Jerry'ego, dlaczego Jerry tak zafascynowany jest urzędniczką Departamentu Sprawiedliwości (no, chociaż w tym wypadku to chyba jasne - Julia Roberts ;-)), co z jego słów jest prawdą, a co tylko wytworem chorej wyobraźni... A gdzie jest prawda? Tam, gdzie zwykle - pośrodku... Mel Gibson w swoim żywiole, bo "mad" to on bywał już i wcześniej ;-), zaś Julia Roberts po prostu przeurocza (czyli też jak zwykle). Studium dewiacji Fletchera przeprowadzono z naprawdę godną podziwu precyzją i pomysłowością. Jego sposoby zabezpieczania się od wszelkich, no, po prostu autentycznie wszystkich, sytuacji kryzysowych (szczególne przerażenie w oczach bohaterki wywołał jednak dopiero szyfr na puszce z kawą) noszą znamię autentycznego szaleństwa, choć, jak się okazuje, pozory mylą zawsze i wszędzie, nawet, gdy w niewielkim stopniu... Zakończenie z happy endem, żeby nie było zbyt mrocznie, ale w rzeczywistości nic nie jest tu banalne i film naprawdę uważam za godny polecenia, bo jako prawdziwy thriller, nieraz przyprawi o dreszcze...