Początkowo po obejrzeniu tego filmu miałam mieszane uczucia. częściowo mi się podobał, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Tess częściowo była winna temu co ją później spotkało (oczywiście nie mówię tutaj o gwałcie). Miałam wrażenie że nadal nie rozróżnia pojęć: winowajca i pokrzywdzona kropka gdyby nie powiedziała mężowi że jest współwinna temu co ją spotkało, być może nie zostawił by jej. Zdawało mi się, że zrozumiał to w ten sposób, że uwodziła swojego kuzyna, przez co tamten ją skrzywdził. Sądził że z nim flirtowała i przyczyniła się do tego, więc z tego powodu nie mógł znieść tej myśli. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że częściowo powiedziałam mu to, co sam chciał usłyszeć, żeby zmniejszyć swoją winę odnośnie zdrady. Z kolei dalszego postępowania test a właściwie tego końcowego nie jestem w stanie zrozumieć w ogóle. Choćby nie wiem jak miły i uroczy był mężczyzna który skrzywdził cię w ten sposób, to nic nie byłoby w stanie wynagrodzić wyrządzonej krzywdy. tyle razy zarzekała się że nie przyjmie od niego żadnej pomocy a tymczasem okazało się że żyję z nim w jednym domu sypiają razem chociaż Dla niej to jest właściwie obowiązek niż przyjemność ze względu na to co się wydarzyło. A potem go zabija tak jakby nie mogła po prostu zabrać swoich rzeczy i odejść ze swoim mężem. Trochę głupie postępowanie tak jakby nadal będąc już dorosłą kobietą nie potrafiła ocenić sytuacji logicznie po tym wszystkim co ją spotkało i nadal ma w sobie taką mentalność nastolatki pokrzywdzonej i nie rozumiejącej społeczeństwa które ją otacza i zachowanie mężczyzn, którzy do niej lgnęli. Na swój sposób być może jest to prawdziwe, ponieważ wychowała się na wsi, a matka nigdy nie wytłumaczyła jej jak zachowywać się w towarzystwie mężczyzn, co jest dobre, a co nie.