PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1209}
7,6 36 685
ocen
7,6 10 1 36685
6,9 13
ocen krytyków
The Doors
powrót do forum filmu The Doors

Ray Manzarek: "Film jest okropny! To wcale nie jest Jim Morrison! Film The Doors jest bardzo dobry, ale zupełnie nie przedstawia Jima, który został sportretowany jako ktoś nieustannie pijany. A tymczasem Jim Morrison był artystą, był poetą. Oczywiście, że pił, ale nie robił tego na okrągło i wcale się z tym tak ostentacyjnie nie obnosił. To był inteligentny, bardzo oczytany człowiek! A przy tym bardzo zabawny, a tymczasem w filmie The Doors nikt się ani razu nie śmieje. To bez sensu - myśmy się naprawdę świetnie bawili. Dlatego nie mogę się zgodzić z takim obrazem. Jest nieprawdziwy."[wypowiedź na łamach "Machiny" Nr 3/Marzec 1998].

Film jest dobry... powiedział bym hipnotyzujący i może gdybym nie przeczytał, wypowiedzi Manzarka to pewnie bym ślepo wierzył w to ze "Jim " z filmu to ten sam Morrison... dobrze mi znany z płyt...(a trochę sie ich nasłuchałem;) ) Wiadomo film to film Stone'a przedstawia "the Doors" według swojej wizji, ale jesli Ray Manzarek mówi ,że: "To wcale nie jest Jim Morrison!" to "the Doors" Stone'a jest bardziej odautorską interpretacja, naginająca obraz Legendy psychodelicznego rocka...a "Król Jaszczurów" w masce Stone'a to tylko karykatura "Pana Charyzmy"...szkoda bo to naprawdę świetny materiał na film...

Ramires

Też tak uważam. Nie znałam oczywiście Morrisona ale dużo o nim czytałam, słuchałam, oglądałam. Facet który gra Morrisona w tym filmie to porażka. Byłam zniesmaczona tym jak go przedstawił. Żeby z wrażliwego człowieka o niesamowitej charyźmie i talencie zrobić takiego naburmuszonego wiecznie naćpanego i chwiejącego się na nogach rozrabiakę... Już nie wspmomnę o urodzie Kilmera która wręcz sprofanowała urodę Morrisona. Pewnie sam Morrison splunął by na takie przedstawienie jego postaci... Wciąż czekam na dobry film o nim, i mam nadzieję że się doczekam. Olivier Stone był dobry w "Plutonie" i "Czasie Apokalipsy" i chyba powinien zostać przy tego typu produkcjach...

Meg_23

ups, rabnęłam się z tym "Czasem Apokalipsy" sorry ;-] Oczywiście to Coppola go nakręcił... Podobne klimaty mi się nałożyły :>

Ramires

Mało tego że Jim, w tym filmie nie jest przedstawiony jako "on" , ale także wiele scen jest "przekrąconych", są niechronologiczne etc... ale po za tym Olivierowi bardzo dobrze wyszło zakończenie, jest cholernie wzruszjące... Co jeszcze podoba mi się w tym filmie- ta atmosfera która pokazana jest tam, zmiany jakie wtedy nastąpiły- hipisi, narkotyki, polityka, kultura tamtych czasów... wszystko składa się w piękkną całość i na tym wszystkim nakreślona ( nieco brzydko :D) historia Jima i doorsów. Mimo tych wszystkich błędów filmowi dłałem ocenę 9/10, i zajmuje miejsce w mojej liście filmów ulubionych.
Pozdrawiam
Jakub "Victor" - fan doorsów :)

Victorez

Nie sądzę aby to były błędy z niewiedzy sądzę że oni mogli być może nawet przez pewien czas się gdzieś ocierać o siebie.Z jakiegoś powodu Stones wsadził siebie jako krytykującego wykładowce -fragment z pokazu filmu Jima-Fakt był prawdziwy potem Jim mówił że zrobił to bez celu i sensu.Nie sądzę przecież film był jego pasją. To tak jakby reżyser osobiście chciał nam przedstawić prawdę o Jim'ie w trochę łagodniejszej formie niż było naprawdę i dlatego poprzestawiał fakty i położył większy nacisk na jego stronę duchową niż powszechnie się go przedstawiało.Faktem jest że strona duchowa Jima doprowadziła go do upragnionej śmierci tak przynajmniej wynikało z filmu i z twórczości Jima,.Kiedyś też pozmieniane fakty uznałam za błędy ale teraz wiem że to było w celu złagodzenia jego postawy,zupełnie tak jakby Stones chciał uładzić i wyprostować historię Jima Morrisona i jakby osobiście dotyczyła go cała sprawa. Również pozdrawiam -fanów Jima /Jamesa D/Morrisona i The Doors

MorganaBlackcat

Ja czytałem, biografie o Jimie ("nikt nie wyjdzie stąd żywy") i mnie się wydaje że Stones, Jima raczej "oczernił" niż "załagodził".

Victorez

Według mnie złagodził.Może i chciał oczernić zgadzam się z tobą ponieważ kiedyś też miałam wrażenie że go oczernia i oskarża(sam o tym chyba coś kiedyś wspominał),ale nie wyszło tak jak chciał.Niechcący trochę go złagodził.Pozdrawiam :)

Ps. też to czytałam ale czytałam też i dużo innych rzeczy na temat Jima i powiem jedno w każdej z tych pozycji pokazano Jima z innej strony.

użytkownik usunięty
MorganaBlackcat

Dokładnie trudno się z panem Manzarkiem nie zgodzić w końcu grał z Jimem w jednym zespole. Stone nie potrzebnie skupił się wyłącznie na ciemnej stronie życia Morrisona.

Czytałam już gdzieś tą wypowiedź Ray'a Manzark'a i bardzo mi się ona podoba. Odniosłam takie samo wrażenie, Jim został tam pokazany jako narkoman, alkoholik i facet ,który bez przerwy zdradza swoją dziewczynę. Może tak było, wiedzą to tylko jego przyjaciele z tamtych lat, w tym Ray Manzarek, ale czy nie był to wspaniały poeta, piosenkarz i dobry przyjaciel? Jeśli o mnie chodzi to zdecydowanie bardziej jestem za wypowiedzią Ray'a, no bo komu wierzyc? Człowiekowi ,który znał go niemalże najlepiej na świecie, czy reżyserowi, który przeczytał jego biografię?

ocenił(a) film na 10
tabakoholiczka

Ja natomiast czytałam biografię "Nikt nie wyjdzie stad zywy" i ten obraz zgadza się z książką. Z tym, że nie można w ogóle porownywac filmu do calego zyciorysu. Uwazam mimo to, że Morrison byl czlowiekiem ktory mocno naduzywal alkoholu o czym jest pisane stale w ksiazce i akurat to uwazam ze sie zgadza.

Reżyser nie przeczytal tylko jego biografii. Przed smiercia Jima O.Stone pokazywal mu scenariusz filmu!

Proponuje poczytac trochę więcej. Manzerek ma swoje zdanie to jasne, ale moze tez nie umial spojrzec na przyjaciela bardziej obiektywnie?

Pozdrawiam

187

Tego że Jim pił to chyba nikt nie może zakwestionować , a nawet sam Jim to wyolbrzymiał twierdząc że jest wcieleniem boga wina. Jim to człowiek legenda i już za swojego życia budował własny mit. Przecież każdy człowiek odbierał go inaczej i czytając czyjeś opinie , poznamy tylko jej zdanie j na ten temat . Owszem czytając więcej można sobie wyrobić lepsze lub gorsze zdanie o Morrisonie . Jednak przez większość czasu był albo pijany lub naćpany te nie będą w pełni wiarygodne . Ray mógł znać Jima jednak trochę lepiej z racji tego że pewno najwięcej widział go trzeźwego , co pewno do częstych widoków nie należało. Film zrobił na mnie dziwne i niesamowite wrażenie . Najpiękniejszą zaś sceną był motyw przejścia przez ścianę . I co z tego że prawda okazała się chyba jednak trochę inna w tej scenie można było wyczuć prawdę . Stone też jako jedyny pokazał prawdopodobne przyczyny tego co spowodowało taki zamęt i zamieszanie w życiu Jima. Być może że go nie lubił , czy był nawet obojętny. Film The Doors jednak odświeżył postać Jima i ponownie postawił pytania na które nie było i niema jak dotąd jednoznacznych odpowiedzi. :)

187

z obiektywnoscia musze sie zgodzic, point for U:))
pozdrawiam również

MorganaBlackcat

Bardzo lubię muzykę The Doors, czytałam "Nikt nie wyjdzie stąd żywy" i "Rozpal we mnie ogień" Ray'a Manzarka. Do filmu podeszłam z wielkim entuzjazmem. Po obejrzeniu miałam mieszane uczucia... Niektóre sceny były ciekawe, jednak patrząc na całość muszę przyznać, że się zawiodłam, nie tak to sobie wszystko wyobrażałam.

ocenił(a) film na 8
Ramires

A co o tym filmie sądzą pozostali członkowie zespołu...?

"Uważam, że wizja Morrisona autorstwa Olivera Stone'a jest uczciwa, tyle, że jest to tylko film o micie Morrisona (Oliver nigdy osobiście nie poznał Jima, stracił lata 60. walcząc w Wietnamie). Na pewno można odnieść wrażenie, że Jim umarł za swoje przekonania, potykając się we mgle alkoholowych oparów. Za wiarę w to, że można "przedrzeć się na drugą stronę" do "czystszych stref" świadomości. Poprzez techniki "pomieszania zmysłów", "drogą nadmiaru".

John Densmore, "Riders On The Storm", Posłowie. Tłum. Tomasz Szczegóła


Pytanie - Wiem, że ty i pozostała dwójka Doorsów współpracowała z Oliverem Stone'm przy jego filmie. Co myślałeś o ukończonym obrazie?

Odpowiedź - Cóż, po pierwsze to cała nasza trójka nie współpracowała. Tylko dwójka.

P - To prawda, Manzarka tam nie było.

O - (śmieje się) Tak. To zabawne, ponieważ to ja zawsze byłem przeciw filmowej biografii. Przez lata walczyłem z każdą ideą filmu, aż w końcu zainteresował się tym Oliver Stone. Powiedziałem: wiadomo, że ktoś kiedyś zrobi ten film, czy nam się to podoba, czy nie, a kto byłby lepszy od Olivera Stone'a? Ponadto to Manzarek zawsze próbował ruszyć z tym filmem. Potem dostaliśmy Stone'a a on zwariował. Poszedł w przeciwnym kierunku. W każdym razie, pomyślałem, że wszystko wyszło całkiem nieźle, jak na rock 'n rollowy film, który naprawdę ciężko zrobić. Historia Buddy Holly'ego była całkiem niezła. Z kolei nie podobał mi się film o Jerry Lee Lewis'ie. Podobał mi się Val Kilmer. Pewne rzeczy nie zostały w filmie w ogóle poruszone. Niektóre były też przesadzone, ale dużo było zrobionych bardzo dobrze.

P - Ja miałem kilka problemów z tym filmem. Nie wydaję mi się, żebyśmy dowiedzieli się z niego, co sprawiało, że Jim Morrison był, jaki był.

O - To prawda.

Moje tłumacznie fragmentu wywiadu z Krieger'em w całości dostępnym tutaj: http://www.classicbands.com/RobbyKriegerInterview.html .

Co ja sam myślę o filmie(jeśli kogoś to interesuje)?
Dzięki niemu pierwszy raz świadomie spotkałem się z postacią Morrisona(z pewnością wiele razy słyszałem wcześniej "Break On Through" nie mając w ogóle pojęcia czyja to piosenka). Nie wydała mi się okropna, ani zła. Wydała mi się po prostu ciekawa. Od razu zacząłem szukać płyt, informacji o tym zespole. I tak dzisiaj mam muzyczną równowartość trzech dni i półtorej godziny ich materiału, w większości bootlegi.
Do filmu mam oczywiście sentyment i co jakiś czas do niego powracam, chociaż po pierwszym pół godziny zaczynają się schody, od tego momentu film staje się właśnie brzydki, napędzany alkoholem i odpychający. Początek jest magiczny i urzekający, reszta skupia się na upadku kogoś, kto spada właściwie ze szczytu.
I tu w sumie jest ten mankament, bo film przecież nosi tytuł "The Doors", nie "Jim Morrison", a skupia się tylko na nim i jego relacjach ze wszystkimi wokół, kończy się wraz z jego śmiercią, choć Doorsi wydali potem jeszcze dwie płyty i koncertowali jakiś czas; o samych Doorsach dowiadujemy się bardzo niewiele, a ich postaci zminimalizowane są do zwyczajnych banałów: Manzarek jest pragmatyczny i praktyczny, Krieger cichy i nieśmiały, Densmore niewidzialny do czasu, kiedy się denerwuje. Jak na legendy muzyki zostali potraktowani raczej na odwal i to mi się nie podoba. Jim Morrison nie stanowi całego zespołu; jeśli chodzi o całokształt pełni taką samą funkcję jak reszta. Chociaż z nich wszystkich to oczywiście on był najbardziej skazany na sukces, tak po prostu: głos i wygląd otrzymał od razu, śpewać przecież też do końca nie umiał - mimo to każdy chciał go słuchać. Nie wydaje mi się, żeby bez nich był w stanie stworzyć coś tak ponadczasowego. A poza tym ich największy hit(choć nie dla mnie) napisał Krieger, czego wtedy nikt nie wiedział.
Pomimo tego film jest moim ulubionym, Kilmer'a ogląda się dobrze, Quinlan jest atrakcyjniesza od Kennealy(choć to jest całkowicie subiektywne odczucie i dla samego filmu całkowicie nieistotne), Courson, z tego co o niej wyczytałem, o wiele złagodzona(taki warunek narzuciła jej rodzina udostępniając materiały Stone'owi), chronologia zaburzona, ale mnie to wszystko jakoś nie przeszkadza. Film podtrzymuje legendę, podsyca ogień Morrisona i czegokolwiek o nim nie powiedzieć, nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Przynajmniej to ma wspólnego z samymi zainteresowanymi.

McGregor

Bardzo fajny tekst . Mnie interesuje co ludzie maja do powiedzenia względem Jima a masz bardzo dużo i do tego bardzo fajnie to opisujesz. Tak naprawdę to było rola tego filmu podtrzymanie legendy i to się udało. A utwór gitarzysty dość dobrze wpisany w całość był dla większości bardziej przystępny niż twórczość Jima Morrisona.

ocenił(a) film na 6
Ramires

Mnie, będąc świeżo po przeczytaniu "Riders On The Storm" Densmora spodobał się fakt, że parę cytatów było wyciętych prosto z życia (np. jak Robby mówił do Jima: "Przecież mieliśmy brać narkotyki dla poszerzenia perspektyw, a nie dla ucieczki!"). Szkoda jednak, że fabuła skupiona była niemalże tylko i wyłącznie na Morrisonie i kończy się w momencie jego śmierci. Żałuję, że nie pokazano głębokich, niejednoznacznych relacji między Jimem a resztą zespołu - z jednej strony kochali go jako przyjaciela, a z drugiej mieli już coraz bardziej dosyć jego wybryków oraz autodestruktywnego zachowania. Świetnie to oddaje pierwsza scena z książki Densmora, gdy dopiero w kilka lat po śmierci Morrisona reszta Doorsów postanowiła wspólnie odwiedzić jego mogiłę...

Val Kilmer mi się nie spodobał jako Morrison. Powinni byli mu zgryz poprawić do tej roli :P

Bardzo mi się podobały sekwencje koncertowe. Świetnie zrobione i z wykopem.

Do kitu totalnie był wątek indiański... Straszny kicz, od razu przypomina się jego późniejszy "Alexander".

Ogólnie film był całkiem niezły. Takie 6/10.

Voyo

Mi się wątki Indiańskie akurat podobały , no bo fajnie że w ogóle były . Być może można było by to zrobić lepiej. Val Kilmer no cóż wizualnie był podobny no ale jak dla mnie to był jednak za łagodny jak na Jima- w sumie wypadło to tak sobie. Ogólnie jednak film mi się podobał i fajnie że w ogóle powstał.Dzięki temu filmowi zespół The Doors zyskał nowych fanów i to chyba jest na plus.



Ps. Aleksandra nie oglądałam więc nie mam porównania.

ocenił(a) film na 10
Ramires

Film zrobiony rewelacyjnie, ale to była wizja reżysera niezbyt zgodna z rzeczywistością. Niestety Stone pokazał Jima głównie z jednej, tej gorszej strony. Niemniej Kilmer zagrał wspaniale. Czy wiecie, że on sam śpiewał w tym filmie? Nie podkładano tam oryginalnego głosu Jima. Uwielbiam ten film i wciąż jestem nim zahipnotyzowany, ale zgadzam się, że Stone minął się z faktami.

Ramires

Ja za to czytałem "Czas apokalipsy" Kosińskiego i zauważyłem i tak sporo różnic między tym, a filmem. Film sone'a wzbudził we mnie dziwne uczucia. Lubię muzykę The Doors, treśc tych utworów, o Doorsach sporo pisałem w pracy mgr, rozmawiałem z ludźmi, którzy pamiętają tamte czasy, a tymczasem film jakby nie do końca oddaje klimat - przynajmniej mnie tak się wydaje. Poza tym zagdzam sie - nawet Manzarek zarzuca brak autentyczności. W dodatku rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Jim nie trzeźwiał, tylko "jego faza" cały czas rosła

użytkownik usunięty
Ramires

Zniechęcił mnie zupełny początek, ta scena, w której (nie wiedzieć czemu) Ray (a nie Jim) proponuje założenie zespołu. Przecież to tak nie było... I tak jak ktoś wcześniej napisał: niechronologicznie.

ocenił(a) film na 6

Skoro tak świetnie się bawili, to dlaczego Morrison zdechł w wieku 27 lat z przepicia i przećpania heroiną? Faktycznie, ludzie, którzy dobrze się bawią i nie przesadzają z używkami umierają przed trzydziestką.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones