Gdybym miał od nowa poznać po raz pierwszy The Doors i postać Jima Morrisona i ten film byłby pierwszym obrazem przedstawiającym ten zespół to pomyślałbym sobie:"Kolejny ćpun,nieustannie chlającą gwiazda rocka,którą wszyscy uważają za Boga".Zapewne dziś nie miałbym żadnej płyty The Doors.Ale naszczęście biograficzne książki i wywiady z byłymi członkami zespołu były pierwszymi źródłami na temat zespołu i postaci samego Jima."Był zabawny,bardzo często się uśmiechał,był poetą" tak mniejwięcej mówił o swoim zmarłym przyjacielu Ray Manzarek,a co zobaczyłem w filmie.Wciąż będącego na chaju,ciągle chlającego poetę,który został pokazany tak jakby bez LSD nie mógł przeżyć nawet godziny...oczywiscie wiele faktów z tego filmu jest prawdziwych ale...
Film jest dobry,nawet bardzo dobry ale przedstawinie Jima jako kogoś nieustannie naćpanego jest dla mnie przesadą.
dobrze czytać taką opinię, bo Doorsi dla mnie do tej pory byli przede wszystkim muzyką, nie poznałam ich jeszcze jako ludzi, a ten wizerunek Jima mnie przeraził... aczkolwiek film uważam, że zrobiony bardzo dobrze.