Film jest koprodukcją amerykańsko-japońską, ale kręcono go w kanadyjskim Chinatown. Pewien chiński handlarz zostaje zamordowany przez gang ulicznych opryszków. Szybko zostaje wskrzeszony do życia w nieco odmienionej formie... "Chiński wampir" i "Skaczący zombie" to terminy stosowane na określenie Jiang Shi - zwłoki skaczące jak króliki i wsysające esencję życia z napotykanych osób. Nie jestem znawca tematu i feralnie rozpocząłem przygodę z tym ciekawym zjawiskiem od wersji amerykańskiej. Nie wiem jak to wygląda w produkcja z Chin czy Hingkongu, ale w filmie Johna Fasano Jiang Shi wygląda raczej komicznie. I niestety jest komizm, który śmieszy jedynie przez pierwszą minutę, chyba wcześniej zobaczycie plakat (ten drugi), to być może wystarczy wam śmiechu z samego plakatu. Film jest bowiem jak ser lewitujący w lodówce - zjawisko to ciekawe, dziwne i serowate, ale nie koniecznie warte gapienia się na nie przez ponad godzinie. Film jest idiotyczny i tandetny, brakuje w nim gore, klimatu, suspensu, humor jest szczątkowy i mizerny i na dobrą sprawę trochę przynudza. Nic ciekawego, po za samym zjawiskiem, które Chińczycy zapewne wykonywali lepiej.