Obejrzałam ten film po przeczytaniu opisu, wiedząc, że to nie jest arcydzieło (sugerując się oceną z filmweb). Liczyłam na miłe zaskoczenie. Niestety przeliczyłam się. Po około 20 minutach miałam ochotę go wyłączyć i nigdy więcej do niego nie wracać (a muszę przyznać, że bardzo rzadko nie oglądam filmów do końca). Przemogłam się tylko i wyłącznie dzięki bardzo dobrej muzyce. Warte usłyszenia są z tego filmu 2 kawałki:
Ryan Adams -The Rescue Blues
Naked As We Came - Iron and Wine
Nic innego nie podobało mi się w Mysteries of Pittsburgh. Posłuchajcie tych 2 utworów i darujcie sobie czas, który byście zmarnowali na ten film. Nie wzrusza, nie bawi, nie uczy po prostu jest zapychaczem czasu.
Co kto lubi. Zapychaczem czasu nie jest, wg mnie jego umileniem. Ciekawy, zaskakujący i w pewnym sensie subtelny, co sobie najbardziej w filmach cenię. Warto obejrzeć ;)
A ja zgadzam się z autorem postu. Sama wyłączyłam go po około godzinie, ponieważ nie mogłam już zapanować nad zamykającymi się powiekami. Nic nie ciekawiło mnie w tym filmie, jest to jedynie dobry środek nasenny. Nie polecam.
U mnie było odwrotnie. Akcja filmu była tak dziwna że trzymała do końca w napięciu.
Tylko teraz powstaje pytanie. O co tak na prawdę chodziło w tej historii? Kompletnie nie rozumiem motywu homoseksualnego w tym filmie.
Nie wiem, o co chodziło w całej tej historii, bo nie dotrwałam do końca. I w zasadzie nie zadam sobie trudu, by się tego dowiedzieć :P
Właśnie motyw homoseksualny jest, moim zdaniem, dosyć trafiony, wspiera oś filmu, czyli fakt, jak bardzo ta trójka się sobą fascynowała. Mnie się film podobał, chociaż jest w nim sporo wątków i siłą rzeczy rozgrywają się one w takim tempie, że niełatwo je sobie poukładać. Trzeba by do książki zajrzeć, może w niej ta historia jest szerzej opowiedziana.