Generalnie było już tak dużo horrorów o nawiedzeniach, że każdy kolejny film ma podobny schemat i tak naprawdę widz ogląda go z lekkim przynudzeniem. Jako takiej lekkości może dodać tylko porządna dawka strachu, której tutaj nie było. Scen grozy było tutaj ledwie jak na lekarstwo, a sama historia momentami przypominała mi już bardziej dramat. Ojciec trojga dzieci, który nie potrafi samodzielnie podołać rodzicielstwu, a w szczególności zapanować nad najstarszą córką, która jak przystało na nastolatkę, burzy się i denerwuje o wszystko. Swoją drogą jej zachowania momentami były tak przerysowane, że zakrawało to o śmiech na sali. Z kolei Aiden i Victoria, którzy wyglądali dosyć apatycznie jak na małe dzieci (okey, rozumiem, byli opętywani). Do tego wpleciony wątek duchów, które chciały ostatecznie mordować mieszkańców domu. Ot tyle. Suma summarum, "The remains" jest produkcją wyłącznie dla wielbicieli filmów o nawiedzonych domach, którzy lubują się w jakimkolwiek filmie, byleby tylko były w nim duchy i jako taka sensownie ulepiona historia. Warto też zauważyć, że reżyser nie domknął należycie swojego horroru. Nie wiemy kim były duchy tak naprawdę, czego do końca chciały (tylko mordować i tyle?), po co właściwie była postać sąsiadki (choć tutaj pewnie jej obecność była zwykłą zapchajdziurą). Nic ciekawego, słaby film, raczej do pominięcia.
Sceny grozy - gdzie i kiedy? Chyba oglądaliśmy różne filmy. Film przewidywalny do bólu, aktorzy z pretensjonalnymi wyrazami na twarzach (medium i tatuś). Dawno nie miałem tak, że aktorzy mnie drażnią swoją grą. A tutaj proszę, udało się.