Tylko nienormalni i nie znający tego gatunku mogę nisko oceniać to dzieło. Znakomita muzyka, dołująca atmosfera, fabuła, zdjęcia wszystko na najwyższym poziomie. Polecam fanom horroru ten tytuł, jest po prostu znakomity.
Uwielbiam całą serię. Po obejrzeniu filmów, z ciekawości musiałem się dowiedzieć wszystkiego o Sadako i z filmu, i z ksiązki. Na prawdę - dla mnie niesamowita historia.
Zgadzam się w 100%. Gdzie można zdobyć książkę po polsku? Byłbym wdzięczny za info. Pozdro:)
W moim mieście wystarczyło wysłać maila do właściciela księgarni z prośbą o sprowadzenie książki, następnego dnia już odbierałem :)
Virus jest takim zmieszaniem japońskiego Ringu z książką Suzukiego - czerpie i z tego, i z tego, z czego ma więcej wspólnego z książką niż ma Ringu. Nie chcę spoilerować z książki, powiem tylko że między książką a Ringu jest dość dużo różnic. A z Ring Final nie miałem żadnej styczności.
"Tylko nienormalni (...) mogę nisko oceniać to dzieło."- nie zgadzam się. Ocenę zaniżają ludzie, którzy "Nie lubią azjatyckich filmów, bo aktorzy są w nim jacyś tacy żółci i dziwnie mówią, ni to po Polsku ni to po Angielskiemu i do tego jest tak mało akcji i efektów specjalnych"- trochę abstrahuję, ale mniej więcej tak wypowiadają się ludzie których znam. Też uważam Ringu za genialny horror. Tak powinno się kręcić horrory o duchach (jedyne co mogę uważać za lepsze to Ju- on z 2003), a nie jakieś historyjki z banalną intrygą, z masą scen akcji i "super epickich" efektów specjalnych. Wiem, że zabrzmi to trochę snobistycznie, ale prawdziwy znawca kina grozy powinien umieć docenić takie produkcje.
"nienormalni" to była przenośnia, a miałem na myśli dokładnie to samo co Ty. Pozdrawiam
"Tylko nienormalni i nie znający tego gatunku mogę nisko oceniać to dzieło."
"prawdziwy znawca kina grozy powinien umieć docenić takie produkcje"
Nie wiem, czy mogę się nazwać "prawdziwym znawcą kina grozy", w każdym razie obejrzałam już ponad 400 horrorów. Japoński Ring nie przypadł mi do gustu. No sorry, ale to, że mam inne zdanie na temat tego filmu nie oznacza wcale, że nie znam się na gatunku... No i nie, nie jaram się tylko gore, lubię zarówno horrory klimatyczne, jak i krwawe. Jak dla mnie, to w japońskim Ringu brakuje momentami logiki.
Trochę się zapędziłem w mojej krytyce. Przede wszystkim byłem zirytowany ludźmi którzy krytykują azjatyckie produkcje za to..., że są azjatyckie- krytyka rasy, kultury i języka kompletnie pomijając przy tym walory samego filmu. Racja, można nie przepadać za horrorami azjatyckimi, nie każdemu musi podchodzić ich styl.
Rozumiem o co chodzi. Ale zauważyłam też odwrotny trend- wszystko, co japońskie, jest przez niektórych wychwalane pod niebiosa tylko za kraj produkcji. Rozumiem Ringu, który trochę w horrorze namieszał. Ale jak widzę na portalach grozy recenzję kolejnej nędznej kopii ze świetną oceną i argumentacją na plus "piękne Azjatki" to krew mnie zalewa.
Z azjatyckich horrorów spodobało mi się Shutter- Widmo, więcej dynamiki, strachu i logiki.
Racja, Japończycy mogą nakręcić równie wielkie gnioty co każdy inny. Akurat argumentacja typu "piękne Azjatki" jest akurat najnormalniejsza na świecie. W wielu filmach występują przystojni aktorzy i atrakcyjne kobiety, żeby podobali się widowni. W amerykańskim Ringu gra Naomi Watts, którą zatrudnili nie tylko ze względu na grę aktorską, wcześniejsze osiągnięcia, ale również ze względu na urodę. Chciałem zwrócić uwagę, że czasami logika w horrorach nie musi być istotna, ba czasem nawet celowo tworzy się horrory rzekomo nielogiczne, przykładem niech będą klasyki włoskich horrorów jak Siedem bram piekieł, czy Suspiria. Niektóre horrory chcą stworzyć atmosferę sennego koszmaru, a tam jak wiadomo nie istnieją żadne prawa logiki ;).
Nie tylko ocenę zaniżają ludzie, którzy nie lubią azjatyckich filmów bo są azjatyckie. Wiele osób widząc gatunek "horror" oczekują scen jump scare. A potem są komentarze "nudne", "jak można to nazwać horrorem".
Po części to się pokrywa ze sobą- w azjatyckich filmach w porównaniu do amerykańskich jest niewiele jump scaresów (przynajmniej w tych, które ja widziałem). Strasznie mnie to drażni, zwłaszcza jeżeli ten "scares" wyskakuje nie tyle co na śledzoną postać, co na samych widzów. Ostatnim takim słabym jump scarsem najlepiej podsumowującym głupotę tego chwytu jest zakończenie filmu Sinister (tym bardziej szkoda, bo to jeden z lepszych amerykańskich ghost movie ostatnich lat):
SPOILER
Opętana dziewczynka głównego bohatera zarąbałą całą rodzinę, całe zajście nagrały duchy i schowały do swojego pudełka. Akcja cichnie, kamera się oddala... aż tu nagle "straszny" duchy z hukiem wyskakuje prosto na widzów... po co? Rozumiem jump scars z perspektywy bohatera, który znienacka zostaje zaatakowany ale to?
Widocznie tacy twórcy nie mają pomysłu, żeby przestraszyć widza, więc stosują takie tanie chwyty. Ja osobiście o wiele bardziej preferuję filmy bardziej wpływające na psychikę niż podrywające z krzesła.
Racja, ja również. Straszenie w współczesnych horrorach przypomina mi trochę pewien gag z serii Scooby Doo- główni bohaterowie chodzą przez ciemny korytarz, od tyłu zakrada się do nich straszydło, które jak znajdzie się odpowiednio blisko to daje im znać żeby się odwrócili, żeby mógł ich "wystraszyć". Podczas seansów horrorów mam wrażenie, że wszystkie duchy, potwory, zombie itd. siedzą sobie grzecznie w cieniu i spokojnie czekają, aż ofiara je zauważy, żeby mogły zrobić efektowne "Wha!" na ich oczach.
Weź nas nie strasz bo zawału dostanę :P
Na pewno wystąpiła by masa znanych celebrytów, scenariusz był by głupi i chaotyczny, napięcia i grozy było by tyle co kot zapłakał, zaś efekty... To ostatnie to już wolę przemilczeć;)
10/10 i nie jeden z najlepszych, lecz najlepszy horror jaki powstał. I oczywiście mówię o jedynej słusznej wersji, która trzyma klimat, czyli japońskiej.
Powiedz, dlaczego tak uważasz. W japońskiej prezentowany jest inny aspekt kulturowy, który jest dla mnie bardziej tajemniczy. Przez co da się odczuć strach przed powiedzmy nieznanym. Ja nazywam to klimatem tego filmu w uproszczeniu. Po za tym ujęcia i fabuła są świetne.
1 Aktorstwo w Japońskim bardzo słabe. Jedynie Asakawa zagrana świetnie.
2 Cała historia ciekawsza w Amerykańskiej wersji.
3 Scena wyjścia Sadako z telewizora świetna, ale mam wrażenie że on czekał aż ona pokaże mu swoje oczko.
Amerykańska wersja lepsza ale obie są klasykami.
Właśnie historia w amerykańskiej wersji się tak nagle kończy, domyka. Po japońskiej mam wciąż niedosyt, nawet po prequelu. Można by wycisnąć jeszcze sporo z tego, a ja tego wręcz pożądam.
Cóż ja też mam ochotę na jakiś nowy Krąg ale porządny. Po obejrzeniu Sadako 3D zwątpiłem w ludzkość.
Ano trochę się różni. Bohaterem jest mężczyzna, nawet fajnie się czyta o dochodzeniu dwóch droczących się przyjaciół - Ryuji Takayama jest bez zmian. Reszty nie zdradzę, bardzo polecam :)
Moim zdaniem, amerykańskiej wersji brakuje tego niesamowitego klimatu. Poza tym - ogromny minus - finalna scena. W japońskim Kręgu jest wręcz fenomenalna - budzi prawdziwą grozę.
Właśnie w oryginalnym Kręgu finałowa scena jest bardzo sztuczna. Mi bardziej się podoba klimat deszczu,przygnębienia i klimatyczną muzykę niż słoneczko w japońskim :)
Mimo to oba filmy oglądam z przyjemnością.
Rozumiem, iż bardziej się Tobie może podobać amerykańska, aczkolwiek mnie to bardzo przypadło do gustu, ponieważ w japońskiej wer. można mieć wrażenie, że Sadako zaraz wyjdzie Tobie z telewizora. Oglądałam kilka razy ten film i za każdym razem, mam takie samo odczucie.
Zgadzam się, że historia niesamowita, aktorzy całkiem dobrzy, udany wątek, ale jednego mi brakowało - atmosfery strachu podczas oglądania filmu Nie chodzi mi o przysłowiowego gościa z piłą motorową, ale o coś takiego co czułam oglądając np. "Obecność". W każdej chwili może coś "wyskoczyć", że aż drżysz. W "Ringu" wiedziałam, że nic nagle mnie nie przerazi. Jako film - arcydzieło, jako horror - średni. Jak kocham azjatyckie filmy, tak ten mnie zbytnio nie przekonał.
Ring to jeden z nielicznych horrorów, który na prawdę mnie przestraszył i przyznam się, że na jakiś czas zrył mi nieźle psychikę. Nie jestem fanką gatunku, ale film na pewno nie był nudny, a wręcz przeciwnie, miał to co cenię w nich najbardziej, czyli początek, który wciąga, a nie jak w niektórych klasykach trzeba trochę poczekać, aż się zacznie coś dziać...