Śmiertelnie chory ekspert od transplantologi na podstawie własnych badań dokonuje zuchwałego przeszczepu własnej głowy do ciała czarnoskórego przestępcy. Zarówno tytuł, jak i fabuła prezentują się nie lada kuriozalnie, ale nie dajcie się zmylić. Pod pod płaszczykiem całego transplantologicznego absurdu kryje się komentarz rasowy. Film jawi się jako coś pomiędzy "Człowiekiem-arbuzem" a "Uciekaj" Jordan'a Peele'a. Oczywiście film mający jakieś przesłanie nie wychodzi poza ramy kina exploitation. Scena pościgu, trwająca ok. 20 minut może śmiało rywalizować z tą z 'Blues Brothers". Głupota policjantów w obu filmach jest porównywalna. Oczywiście nie można ująć filmowi, ze sceny kolejnych kraks radiowozów nie dostarczają radochy. Pod względem technicznym film jest nieźle zrealizowany jak na standardy grindhousów z lat 70. Czasami tylko zdarzają się montażowe kiksy. Muzyka całkiem przyjemna oddająca ducha blaxploitation. Najbardziej dziwić może (oczywiście poza fabułą) występ w tym filmie Ray'a Milland'a, człowieka który zdobył Oscara. Jednak lata 70 to były trudne czasy dla dawnych gwiazd Hollywood. Skoro również oscarowa Joan Crawford zgodziła się zagrać w "Trogu", a podwójnie oscarowy Henry Fonda w "Mackach" czemu twarz i nazwisko Ray'a Millanda'a nie miało by przyozdobić okładki tego filmowego wybryku. Film nie należy do gatunku "tak zły, że aż dobry". To dosyć absurdalna, choć mieszcząca się w ramach kina eksploatacji historia. Efekty specjalne, które mogły by rozbawić zostały wykonane w prosty sposób. W zbliżeniach Ray Milland stoi za Grier'em przez co widzimy tylko jego głowę, natomiast w scenach dynamicznych Grier ma doczepioną sztuczną głowę. Obiektywnie dzieło Lee Frosta jest średniakiem i większość widzów będzie się na nim męczyła. Jednak dla mnie to była gratka obcowania z takim flickiem. Dodatkowe oczko w górę za scenę pościgu.