Kolejna wspólna produkcja Eddiego Romero i Johna Ashleya. Od razu ostrzegam, że tylko dla fanów kiepskich filmów, maniaków klimatu "drive-in", kiepskiego aktorstwa i scenariuszy. Jak dla mnie - świetny seans. Jeden z tych filmów, które ciężko zapomnieć. Cóż może być lepszego niż Pam Grier jako Kobieta Pantera albo romans Człowieka Antylopy z Kobietą Wilkiem? Albo fruwający Człowiek Nietoperz z nieudolnie przymocowanymi skrzydłami tylko do ramion? Genialna muzyka, warto to podkreślić. Jest obecna w filmie przez cały czas, nachodziły mnie przez nią skojarzenia z filmami Tarantino. Wspominając już o Quentinie - Twilight People to jeden z filmów, które młody Tarantino katował na kasetach kilka razy dziennie, a pokazała mu go jak mówi on sam - babcia.
Scenariusz jest prosty - na wyspie mieszka nawiedzony Dr. Gordon, który prowadzi nieludzkie eksperymenty na ludziach, mutując ich ze zwierzętami. Ostatnią jego ofiarą jest Matt Farrell, w którym od razu zakochuje się córunia doktorka. Oczywiście tatusiowi wszystko wymyka się spod kontroli, gdy dziewczyna postanawia się zbuntować i ucieka razem z uwięzionymi człekoludźmi w głąb wyspy.
Polecam na sobotni wieczór z kilkoma piwami i najlepiej z kumplem. 8/10