Nie do końca rozumiem, co się stało w ostatniej scenie ani dlaczego rodzice zdecydowali się na adopcję dzieci, skoro później i tak mieli swoje. Miałem wrażenie, że nie byli na to gotowi. Żona sama wątpiła w małżeństwo, a mąż za bardzo myślał o byciu głową rodziny. Co więcej, Tin i Tina zabili psa, aby ich matka była z nich dumna. Ojciec uważał, że to dlatego, że "są mali i nie wiedzieli". Rozumiem, że jako dzieciak robienie głupich rzeczy to norma, ale nigdy bym na to nie wpadł. Ostatnia sprawa, której nie jestem w stanie pojąć, to dlaczego duszenie reklamówką spełnia życzenia. Powoływanie się na Boga w tej sytuacji do mnie nie przemówiło.