By zrozumieć, co wprowadziła seria z Damonem, warto sobie przypomnieć film z roku 1988 o Bournie z udziałem przystojnych jak bogowie z Olimpu Richardem Chamberlainem i Jaclyn Smith. Lepiej pasowali właśnie do sag z udziałem bóstw niż do brudnego filmu szpiegowskiego, a sami byli jak odkamieniacz w pralce, żrący swą intensywnością to, co powinno byc zwykłe i lokalne, szare. I to zrozumiał Doug Liman, a po nim Paul Greengrass - że pierwszoplanowi bohaterowie powinni byc zwykli, szarzy, wprzęgnięci w oszałamiające tempo akcji, otoczeni kąsającą ich nową technologią, ciągłą inwigilacją kamer, internetu, komputerów, nasłuchu, agentów.
A teraz pisze się na portalach, że Greengrass ma juz nie reżyserować dalszych częsci, co pewnie wykluczy udział i Damona, ktory zarzekał się, że bez Greengrassa nie powtórzy roli. Skoro jednak pierwszą część, "Tożsamość Bourna" nakręcił Doug Liman, potem dopiero Greengrass, to nic nie jest stracone, to przecież nie Greengrass nadał tonację serii, pierwszy był Liman i jego producenci. Pierwsza była KONCEPCJA, którą można przejąć.