Po pierwsze, film jest genialny. Po drugie, musicie go zobaczyć. Żadnego gadania i zastanawiania się, szkoda czasu, Identity dostarczy wam rozrywki jakiej dawno nie doświadczyliście. Nie jest to horror, ale thriller mystery podchodzący mocno pod slasher. Historia jest bardzo zakręcona, ale bez przesady, nie nudzi a wciąga jak diabli. Z wielkim skupieniem śledzimy losy bohaterów i co chwila zostajemy zaskakiwani. Nie bawcie się w rozwiązywanie zagadek, bo to nie ma sensu, i tak zakończenie rozwali całą intrygę w pizdu. Nie chce wam nic mówić co i jak, żeby nie popsuć wrażenia. Powiem tyle, że nieźle wam namiesza w głowach. I pomyśleć, że współautorem scenariusza jest twórca "Jacka Frosta", horroru o bałwanie psychopacie ;) Nieprawdopodobne zwroty akcji i wszechobecny zbieg okoliczności wpływa na klimat filmu. Przypomina to bardzo "Final Destination", a motel i deszczyk sprawia, że myślami jesteśmy przy "Psychozie" Hitchcocka. Co do obsady zaś, to chylę czoło. Strzał w dziesiątkę! Nie było w filmie twarzy, której byście nie znali i oprócz gwiazdek takich jak John Cusack czy Ray Liotta mamy tu plejadę znakomitych drugoplanowych aktorów. Wszyscy, beż żadnych wyjątków spisali się idealnie. Istny dream-team. Chyba nie muszę wspominać o tym, że od strony technicznej Identity też promienieje. Brawa dla montażysty i jego początkowej sceny na drodze. Christopher Nolan od "Memento" byłby dumny ;) Przyczepić się jednak mogę tylko do zakończenia. Owszem jest oryginalne, nie ma się czego wstydzić, ale reżyser zdecydowanie przedobrzył. Było wiele dobrych momentów, żeby zostawić już wszystko i puścić napisy końcowe. Postanowił jeszcze raz zaskoczyć widza, jakby jeszcze nam było mało. No cóż, mimo wszystko filmik jest czymś bardzo przyjemnym w odbiorze, oby więcej takich produkcji.