Spodziewałem się najbardziej oczywistej dziesiątki na moim profilu. Ekranizacja świetnej książki (chociaż spotkałem się też z opinią, iż jest to najbardziej pulpowa z powieści McCarthiego) w reżyserii dwóch geniuszy, z dobrą obsadą i 4 oscarami. Dziesiątki jedna nie ma, a to dlatego, że między książką, a filmem nie zachodzi symbioza.
W książce historia Mossa i Shigura to dla autora tylko pretekst do ukazania niemożności porozumienia się między pokoleniami, niemocy jednostki wobec wszechogarniającej przemocy, do kreślenia apokaliptycznej wizji świata gdzie człowiek człowiekowi wilkiem. Film natomiast w rewelacyjny sposób radzi sobie z akcją, przedstawieniem postaci, lecz w większości pomija przemyślenia McCarthiego, co powoduje z kolei, że sama historia wydaje się trochę płaska, cały czas miałem wrażenie, że czegoś mi tutaj brakuje. Co jakiś czas można usłyszeć też te bardziej znane frazy z książki, które jednak rzucane co jakiś czas wydają się nie mieć tej siły, którą mają w książce, miejscami ocierają się o frazesy, postać szeryfa wydaje się płytka, a jego dialogi/monologi naciągane. Z drugiej jednak strony trudno wyobrazić sobie, by było go więcej, jakby książka ta nie do końca była przetłumaczalna na język filmowy.
O technicznych sprawach nie chce mi się rozpisywać. W tysiącach recenzji można przeczytać pianie z zachwytu jak pięknie zrobiony jest ten film i podpisuje się pod tym.