Nie potrzeba eksperta, by domyślić się dlaczego kinowa wersja "To" powstała akurat teraz. Na kanwie sukcesu "Stranger Things" ekranizacja podobnie tematycznej powieści Stephena Kinga była tylko kwestią czasu i prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Nie dziwi więc też zupełnie, że reżyser zrezygnował z połowy pierwowzoru i swoją historię skupił jedynie na dzieciakach. W książce, dorośli już bohaterowie powracają do rodzinnego miasteczka, by raz na zawsze zmierzyć się z demonami przeszłości. Choć jak wskazuje informacja na napisach końcowych, zastosowany zabieg jest całkowicie logiczny i mnie, jako fana powieści, w pełni usatysfakcjonował.
Mając do wykorzystania, bagatela, 135 minut ekranowego czasu - co we współczesnym horrorze jest naprawdę rzadko spotykane - reżyser pieczołowicie prowadzi całą opowieść, umiejętnie buduje napięcie i zarysowuje skomplikowane charaktery młodych bohaterów.
Doskonale udaje mu się również odtworzyć młodzieńczą błogość osadzoną w latach 80-tych. Te wszystkie małe momenty, spotkania z kolegami, wyjazdy rowerami w poszukiwaniu zabawy, gry na automatach, nieprzyjemne starcia ze starszymi czy pojawienie się nowej dziewczyny w grupce młodych chłopaków. Jednocześnie unosząca się w powietrzu groza jest cały czas wyczuwalna.
To wszystko współpracuje ze sobą znakomicie również dzięki wspaniałemu ensemble acting nastoletnich aktorów, którzy wzajemnie się uzupełniają. Przywołane wcześniej "Stranger Things" nie było przypadkowe, bowiem w jedną z ról wciela się Finn Wolfhard, czyli Mike z netfliksowego hitu. Jedynym mankamentem - który być może tylko mi przeszkadzał - jest masa przekleństw rzucanych z ust bohaterów. W trakcie dwugodzinnego filmu klęli więcej niż ja w trakcie całego dzieciństwa. Nie zawsze mi to grało.
Twórcy wykorzystali R-kę na całego. Poza językiem, znajdzie się też miejsce dla kilku scen gore, a i nie może dziwić, że za film odpowiedzialny jest reżyser "Mamy". Muschietti ma chyba jakiś fetysz na punkcie potworów, bo z niewątpliwym uśmiechem na twarzy ukazuje nam kolejne to okropne wcielenia Pennywise'a.
Stephen King o "Stranger Things" powiedział, że to jak oglądanie swoich najlepszych dzieł. Pisarz w końcu z pełną satysfakcją może też spojrzeć na ekranizację swojego tworu, bowiem tak dobrej adaptacji jego horroru od czasu "Lśnienia" jeszcze nie było.
Zainteresowanych zapraszam do odwiedzin - https://www.facebook.com/zapiskikinomana/