poziom nastolatków oglądających MTV. Marny, jednowymiarowy scenariusz, cała historia sprowadzona do ckliwego romansu i szczeniackich umizgów. Reżyser/scenarzysta robi z Tolkiena nierozgarniętego młokosa, który traci głowę dla jakiejś dziewki zaniedbując naukę. Filmów o parchaniu się nastolatków i ich plastikowych dialogach powstało milion! Czy film o Tolkienie musi być tandetnym romansem nr milion jeden?!