Wiele słyszałam o tym filmie. Mówiono, że jest to "Romeo i Julia" w wersji współczesnej, historia prawdziwej, namiętnej miłości, a że uwielbiam romanse - sięgnęłam po film "Trzy metry nad niebem" i co...? Niestety zawiodłam się. Główna bohaterka strasznie denerwowała mnie tym swoim krzykiem (a w filmie krzyczy bez przerwy). Szczególnie absurdalna według mnie była scena, kiedy zginął przyjaciel Mario, chłopak był w rozpaczy, a ona powiedziała mu, że to była jego wina (a jego nie była), jeśli już, to właśnie jej, bo Mario nie pojechał na ten rajd przez nią i zastąpił go jego przyjaciel. Po drugie, nie wiem jak można zwrócić uwagę na chłopaka, który nazywa dziewczynę "brzydactwem" - kolejny absurd.
Podsumowując, jak już powiedziałam na początku, nie rozumiem zachwytu nad tym filmem, bo nie opowiada on o miłości, a o bezmyślności i obwinianiu siebie nawzajem.