Film przypomina skrzyżowanie produkcji ZF Skurcz z "Robin Hoodem - Czwartą strzałą" kabaretu Hrabi. Nie ma tu tej dawki absurdu, co w produkcjach braci Walaszków, a jednocześnie jest to kino znacznie bardziej surrealistyczne niż np. "1409: Afera na zamku Bartenstein". Najbardziej niepokojące jest to, że film ten niebezpiecznie przypomina "Wiedźmina" - zarówno w jakości efektów specjalnych, jak i w stylistyce zdjęć. Może gdyby adaptację Sapkowskiego realizował nie Marek Brodzki, a Łukasz Jedynasty, wyszłoby z tego coś sensownego?