Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów całej serii. Słuszny krok po raczej żartobliwym, autoparodystycznym Moonrakerze. Bond jest tutaj bardziej serio, wykonuje po prostu robotę agenta Jej Królewskiej Mości. Nie ma super gadżetów, co sprawia, że obraz jest bardziej realistyczny. Pojawiają się elementy dramatyczne - słynne "jeśli szukasz zemsty, musisz wykopać dwa groby". świetna rola Moore'a, który tutaj potwierdza, że był najlepszym następcą Connery'ego. A jesli chodzi o brak tysiąca partnerek na minutę, cóż... to był rok 1981, koniec freelove i widmo epidemii AIDS coraz bliższe...
a co to kondomów jeszcze nie było eheheheheheh......a czemu w nastepną niedziele nie ma nastepnej części BONDA!!! buuuuuuuuuuuuuuuuuu