Mi się Roger nie za bardzo podobał tak jak by się zrobił poważniejszy, w tej części jest mniej śmiesznych tekstów w jego wykonaniu. Skupiono się tu głównie na akcjach i dosyć długich są miedzy nimi przerwy a potem przeskakują na kolejną. Cała akcja ze sportami zimowymi w których Bond bierze udział i ta cała gonitwa trochę widza rozwala już nie chodzi o nieprawdopodobieństwo ale o styl no ale przecież w każdej części szykują dla widza coś nowego. W tej części widać że lata się zmieniły że czas na zmiany i różni się zdecydowanie od pierwszej części z Rogerem. Końcowa scena i wspinaczka na tą górę na małej wysepce podobała mi się. Ogólnie ta część się mieści na dole listy Bondów za dużo zabawy z efektami specjalnymi za mało wciągającej fabuły ale ogólnie im dalej kręcone tym gorzej (z małymi wyjątkami), do tego nie śmieszny Roger no cóż zmiany.
Dobrze, że Moore nie jest już śmieszny i przystopował z żartami, bo w "Moonraker" te żarty niekiedy były już irytujące. Moim zdaniem "Tylko dla twoich oczu" to najlepszy Bond z filmów Moore'a, a także jeden z najlepszych Bondów.
Czemu podawać przykład Moonrakera? gdzie przesadzono. Raczej trzeba mieć na myśli te ze wcześniejszych części gdzie jego żarty były dobre, a tu jest z Rogerem niemrawo. Zależy od gustu, ja uważam że pierwsze dwie części z Moorem były jego najlepsze szybko wszedł w skórę Bonda teraz się pogorszył jako agent
A z kolei ze mną jest odwrotnie. Jak dla mnie pierwsze jego części były takie sobie, a jego ostatnie filmy wręcz uwielbiam.
Dla mnie też "Tylko dla twoich oczu" to najlepszy Bond Moore'a, a z całej serii stawiam go na 4. miejscu. Bez wątpienia jedna z najbardziej niedocenianych części. Bardzo dobrze, że po komediowym wręcz "Moonrakerze" twórcy znacznie przystopowali z humorem i szalonym efekciarstwem, znów urealnili Bonda i wrócili do korzeni. Warto zaznaczyć, że "Tylko dla twoich oczu" to pomijając "Casino Royale" ostatni Bond choć w części oparty na prozie Iana Fleminga. Na plus też jedna z najlepszych dziewczyn Bonda i muzyka (według mnie najlepszy z "nie-barry'owskich" soundtracków do Bonda).
A tak w ogóle to nie rozumiem dlaczego twierdzisz, że Roger w tym filmie jest nieśmieszny? Dalej rzuca świetnymi tekstami, choćby:
"I love a drive in the country, don't you?"
"Take the low road!
Not that low."
"It seems as though Bibi has a new sponsor."
Do Gogola:
"That's detente, comrade. You don't have it, I don't have it."
Do łysego Blofelda:
"All right, keep your hair on!"
To tylko kilka przykładów.
Jak dla mnie "Tylko dla twoich oczu", "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości", "Człowiek ze złotym pistoletem" i dwa filmy z Daltonem są najbardziej niedoceniane.
Odniosłem wrażenie że Roger jest trochę zmęczony Bondem, ta część przynajmniej dla mnie odbiega klimatem od pierwszych części z Moorem bądź wszystkim z Connerym. Po prostu lata idą do przodu i ta konstrukcja jest już nowsza coraz bardziej odczuwa się że im nowszy Bond tym bardziej idzie duchem czasu i zaczyna przypominać tylko filmy sensacyjne zaczynają się bardzo różnić od typowego Bonda. To w końcu początek lat 80-tych więc ludzie chcą zmian i właśnie je dostali. Nie czuje już tego klimatu który mi się tak bardzo podobał w dawnych Bondach. Gust i upodobania wzięły górę, bo zaślepiony w Bondy nie jestem (oczywiście do nikogo tych słów nie kieruje) i błędy bądź coś nieudanego od razu wypomnę. Kiedyś jako dzieciak Bondy traktowałem bardzo poważnie ale teraz w każdej części nawet jak akcje w zamierzeniu są poważne i tak nie sposób się z nich nie śmiać nawet jak się je lubi tak jak w moim przypadku. Po prostu klasyfikuje Bondy na te które mi się bardziej jako całość podobają lub mniej.