Nie wiem, czy to zamierzony atak na religie, ale bardzo mi się podobał mocno zaakcentowany motyw wiary ludzi w to, że rytualna śmierć w wieku 30 lat zapewni im odrodzenie, a uciekając od tego skazują sami siebie na wieczną śmierć. Cała ta dziwna społeczność zbudowana jest na tej irracjonalnej wierze. Główny bohater powoli zaczyna rozumieć, że to całe "odrodzenie", to jedna wielka ściema, ale przez ponad połowę filmu nie wiemy czy on faktycznie ucieka, czy tylko udaje, żeby później wydać tajemnice Sanktuarium swojemu przełożonemu. Film mnie ujął nie tylko swoim ciekawym scenariuszem, bardzo mi się podobała w nim również świetna muzyka Jerry'ego Goldsmitha, oraz zrobił na mnie spore wrażenie rozmach z jakim skonstruowano świat wewnątrz kopuł, w którym toczy się większość filmu. Zdecydowanie warto obejrzeć!