Ktoś, kiedyś nazwał ten film włoską odpowiedzią na "Niebieskiego żołnierza". Trochę w tym prawdy. Patent jest podobny- pokazać amerykanów jako bandę degeneratów, bogacących się na śmierci niewinnych Indian. Przy tym podobnie opowiedziano tu również motyw podróży.
"Una Donna chiamata Apache" nie jest jakąś wielką tragedią, jak określają ją koledzy w komentarzach na dole. Kto zna spaghetti westerny z lat 70 nie będzie zaskoczony, ani klimatem, ani poziomem realizacji. Jest to dość nierówny film przygodowy, który może i czasami nuży, ale potrafi przebudzić podsypiającego widza kiedy trzeba. Najtrudniejsza do przebrnięcia jest pierwsza połowa, gdzie główny bohater z uporem powtarza iż musi dotrzeć do Fortu i... w zasadzie tyle się tu dzieje. Później potyczka z fanatykami religijnymi oraz wątek miłosny są całkiem miłym urozmaiceniem. Do zakończenia nie dobrnąłem bo urwał mi się film. Dosłownie. Moja wersja trwa 79 minut, więc brakuje 5. Ale można się domyślić jak to się kończy.
Dla wytrwałych fanów spaghetti. Jeśli miałbym do czegoś porównać "Una Donna chiamata Apache", byłyby to późniejsze westerny Fulciego. Z tym że oczywiście jakościowo są one ciut lepsze od tej produkcji. Ale jeśli was nie zniechęciły, to spokojnie możecie sięgnąć i po ten film.