Nieprzewidywalności i logiki jest w "Uprowadzonej" mniej więcej tyle (albo i mniej), co w poprzednim dziełku Morela, "13. dzielnicy", ale sam film jest na tyle dynamiczny i dobrze zrealizowany, że można spokojnie przymknąć na to oko. Historia byłego szpiega Bryana, który wyrusza na krucjatę w celu odzyskania własnej córki jest na dobrą sprawę kolejną odsłoną popularnego ostatnio kina zemsty. Liam Neeson jest w swych działaniach nieustępliwy i bezwzględny - przeciwnicy gdy już otwierają usta, jest to przeważnie ich ostatnie tchnienie. Kto stanie mu na drodze, ten ostro żałuje. "Uprowadzona" to kino sensacyjne starym stylu - wiemy, że nic nas nie zaskoczy, że jednoosobowa armia pod postacią Bryana po prostu przetoczy się zwycięsko przez cały seans, ale jednocześnie czekamy na każdą wystrzeloną kulę i skręcony kark, bo - wstyd przyznać - sprawia to sporą frajdę, zwłaszcza w kinie. Scenariusz napisany przez Luca Bessona posiada co prawda kilka poważnych skaz (jak zwykle zresztą), a film Morela dla takiego "Człowieka w ogniu" jest co najwyżej ubogim kuzynem, ale z całą pewnością jest to najlepsza produkcja z tej półki od czasu premiery obrazu Scotta.