...czyli wcale nie głupi film;
żadne tam flaki z olejem które chyba mało kto jadł ale bezmyślnie powtarza,że ''nudne'' - wobec tego ja powiem - nie lubię bez i za owocami nie przepadam - :)
ale do rzeczy -

NIESKOMPLIKOWANA OPOWIEŚĆ O SKOMPLIKOWANYCH STOSUNKACH MIĘDZYLUDZKICH - tak bym podpisała obraz - o pragnieniu miłości i bycia razem,także o wymianie pakietów usług seksualnych, o rozczarowaniach i o tym co kryje się za fasadą pewnych zachowań społecznie przyjętych w pewnych kręgach które w pewnym sensie są - patologiczne - ale - wczorajsza patologia jest normą dzisiaj - i taką też ''normę'' widzimy w zachowaniach bohaterów w domostwie znanego filmowca którzy żyją bez hamulców i bez skrępowania najzwyczajniej w świecie wymieniając między sobą to czym dysponują a to może być wszystko i zarazem kiszących się we własnym sosie - gorzko - kwaśnym sosie;

to co najważniejsze pada w słowach, w dialogach,w przemyśleniach,w zachowaniach - chyba obraz jest celowo tak miałki by uwydatnić właśnie sens spraw między ludzkich - nie ma spektakularnych efektów - nie ma właściwie gołych cycków - nagich torsów - wystawnych wnętrz i drogich strojów -
główna bohaterka grana przez Thompson za którą nie przepadam (ale bez wpływu na film) wiąże się z filmowcem - dla zapewnienia bytu - nie inaczej - a pewien młody człowiek zakochany w niej próbuje tuż przed ceremonią na Long Island temu przeszkodzić wszelkimi sposobami,
świta weselna ma do dyspozycji dom gwiazdora który o miłości zapewnia przyszłą żonę lecz ona sama już nie potrafi powiedzieć młodemu pisarzowi jaki jest JEDEN choćby powód tego mariażu - wreszcie mówi - i wówczas wiemy już,że ma to charakter tzw.ustawki życiowej - nihil novi - (chyba,że w kosmosie lub na Marsie ale nie w ludzkiej wiosce),
patrząc na LEE PACE - cóż - wiele kobiet zrobiło by to samo - a potem?
a potem czar by prysł z jego lub z jej strony i zgorzknienie lub rozwód - jego rola oraz rola MICHAELA ANGARANO to dwie najlepsze role - choć diametralnie różne bo i sylwetki bohaterów są odmienne -
film pokazuje,że życie ludzi z tzw.zamkniętych sfer wcale nie jest takie ciekawe,wielu czytelników popularnej prasy brukowej tak myśli - nic z tego - jest po prostu więcej pieniędzy - i ponad to nic się nie zmienia a czasem na gorsze - udawany luz - silenie się na artyzm - obłuda - dziwaczne związki - narkotyki - tani seks - pijaństwo - niespełnienia -
sądzę,że LEE mógłby zbudować naprawdę dobra rolę filmowca który żyje cały czas jakby w swoim świecie - co rozumiem - cały czas jakby grał i filmował - gdyby - no właśnie - to tak naprawdę choć nie głupia bo zalatująca koneserstwem produkcja - nie jest ambitna - podobnie jak w ONDINE z Colinem nie wykorzystano potencjału - niestety - Colin trzymał i ratował film w jednym albowiem miss Bachleda choć nie brzydka aktorką jest żadną - rozczarujmy się i dobrze to zrobi,
LEE jest zjawiskiem o charakterze radioaktywnym - jego głos to jak.... artystyczna pieszczota oralna ze szczyptą intelektu......
pisarz bajek nie jest kretynem,właściwie godny intelektualnie przeciwnik filmowca - choć tego nie zaprezentował,ma wyobraźnię i oboje reprezentują świat swoich wizji artystycznych tyle,że pan filmowiec ma pozycję a Sam nie - i tu jest szkopuł - a pozycja potrafi być ważniejsza niż talent - i to mężczyznę z pozycją któremu Sam nie może zagrozić wybiera Zoe - na Long Island wiele się może zdarzyć bo jest długie i ciekawe, jest frakcją tego co co dzień dzieje się na całym globie,
Sam pisze przysięgę kobiecie która na dobrą sprawę powinna sama ją napisać - ja bym napisała książkę!, jest aż tak dobry? jest dobry - bo zebrał szczegółowy wywiad jak ktoś kto jest mistrzem ceremonii pogrzebowej albowiem w pewnym sensie jej ślub jest jego pogrzebem......