Techniczna strona tego filmu została doprowadzona do wizualnej perfekcji. Gorzej z merytoryczną, która jest swoistym misz-maszem wątków, które w anime są wykorzystywane już od trzydziestu lat, od czasów „Akiry”.
„Vexille” nie jest jednak kontynuacją najlepszej klasyki, to raczej nowy sposób na anime (neo-anime?) XXI w., który zapoczątkował już „Appleseed” - czyli wizualizacja ponad wszystko, budowana za pomocą środków światowej popkultury z ostatnich lat.
Nie zdziwmy się więc, jeżeli obejrzymy spektakl będący połączeniem, „Robocopa” (potężne korporacje) „Matriksa Rewolucje” (pustynne, mechaniczne sandwormy), czy „Jak 3” z SonyPlaystation2 (quady szarżujące po pustyni) itd. Bo to film wtórny, ale paradoksalnie, też pionierski.
Oczywiście próżno w tych dywagacjach szukać głębokiej i złożonej problematyki rodem z „Akiry”, „Ghost In the Stell” czy „Evangeliona”, nie zmienia to jednak faktu, że głębia jest tu zakamuflowana i bynajmniej nie jest w tej kwestii banalna (co najwyżej nie dorównuje klasykom). Gdzie tak naprawdę zaczyna się granica między człowiekiem i maszyną (można powiedzieć, że ten film mocno pachnie Dickiem), czy w nich też są miejsca na uczucia, na litość, na miłość? Owszem kilka scen ociera się o kicz (choćby zakończenie zerżnięte chyba z motywu Lisy z konsolowego „Silent Hill”), ale kilka z nich jest przepięknie poetyckich (jak choćby ta, w której dziecko zostaje „pochowane” na pustyni stając się częścią ogromnych pustynnych kreatur, produktem zdewastowanego świata).
Cokolwiek złego można o „Vexille” powiedzieć to z pewnością nie to, że nie robi wrażenia. Bowiem robi i to ogromne !! Przeogromne !!
PS. Lepsze od „Appleseed”…
Moja ocena - 8/10