McKay to przedziwny twórca. Ma wiele zalet, ale i podobnie tyle samo wad. Pozytywem są na pewno dobre wzorce; jego narracja małpująca np. Scorsese, klimat pasujący do s'90 itp. Z drugiej strony czuć jednak brak doświadczenia, dużą szarże - ale nie w akcji, a w róznych ozdobnikach typu; wstawki na a'la "dokument", ciecią, opisy, przejścia na retrospekcje, przyspieszenia, zwolnienia; troche za duzo, za dziko, niczym utalentowany ale niedoświadczony kierowca.
Dalej; Troche finezji, troche kiczu, troche bezkompromisowości, ale i troche patetyczności. Niby to dobre,ale i nie do końca... Same tamaty przedstawiane, dość trudne, cięzkie dla nieobytych z dziedziną. Fakt, niegłupio pokazane, ale coś jednak jest w tym, że mnie osobiście "Vice" czy "Big Short" cięzko miał złapać za grdyk.
Dość ogolnie napisane, ale jednak do filmu z tematu, jak i zresztą do poprzednika z Pittem w obsadzie m.in. pasuje wszystko jak najbardziej. Adam powinien pozostać przy narracji, ale troche jednak ochłodzić tempo, a na samym początku zacząc przede wszystkim jakimś lżejszym tematem, najlepiej wymyślonym, bo ekonomia czy polityka zagraniczna, to jednak w połączeniu ze stylem tego reżysera, to trche tornado na moje gusta.
Obejrzałem po raz drugi i jest o niebo lepiej. Duża różnica, wchłonalem z przyjemnością, w przeciwienstwie do pierwszego podejścia. Ocena aż o dwa oczka wyzej. Naprawdę dobra kompozycja. Wywlekanie swoich pogladow politycznych w filmie - nie dla mnie, ale jako sztukę kupuje. Z "Big shortem" myślę że będzie podobnie, jak zrobię powtorke. Całkowicie otwrotnie jest z odświeżaniem jego starych komedii. Kiedyś śmieszyły, dziś wprawiaja w niesamk. Ale tu akurat to na mnie działa Ferell, który kiedyś był mi obojętny,a dziś partoli mi każdy jeden film. Nowy etap kariery Adama, to jest zalążek czegoś dużego.