no to telewizja polska zrobiła mi wspaniały prezent - w dniu moich urodzin puścili film, film na który długo czekałem, zachęcony wspaniałością pulp fiction... i muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem...
już początek zapowiadał świetny film, ale zupełnie inny niż się spodziewałem. cóż rozmowy o piosenkach madonny, mimo iż bardzo "tarantinowskie" trochę mnie zmyliły. nie spodziewałem się aż takiego przelewu krwi - w sumie tylko mr. pink przeżył...
sama fabuła, jak zwykle wciągająca i zawikłana. film trzyma w napięciu do ostatnich chwil. niektórych podobno rozczarowało zakończenie?! ale dla mnie było ok, takie tarantinowskie... ;-)))
lubię achronologiczność zdarzeń, częstą u tarantino. lubię jego humor i ironię. lubię jego filmy, mają taki swój specyficzny i oryginalny klimat. te dialogi, jakich nikt inny nie potrafi stworzyć. te postaci - dzięki obsadzie - wyraziste i "żywe". ta genialnie dobrana muzyka. ach, marzenie...
P.S.
czy łup z wściekłych psów nie znajduje się przypadkiem w walizce z pulp fiction? może... zresztą tam może być jeszcze kilka innych rzeczy.
ale radzę nie porównywać tych dwu filmów - to bezsensowne...