Zawiodłem się na "Samuraju". Melville co prawda idealnie w nim odzwierciedlił grę świateł, tą rodem z filmów noir. Pięknie się to ogląda czysto wizualnie, niemniej poprowadzenie historii, a dokładniej mówiąc akcji jako, że mamy do czynienia z kryminałem - dosyć kiepsko. "W kręgu zła" niestety wypada jeszcze gorzej na tle dobrego, acz niedopracowanego "Samuraja". Tutaj nie ma mowy o żadnych zaletach, z wyjątkiem dosyć oczywistego i ciekawego z moralnego punktu widzenia zakończenia. Akcja wlecze się niczym mucha w miodzie. Wszystko wydaje się słodkie, jest klimacik lat 70, charakterystyczni aktorzy, a jednak nuda... nic się nie dzieje. Aż dziw mnie wziął, że nie wzorowali się na zagranicznych. Scena obramowania woła o pomstę do nieba, to była komedia. Równie dobrze analogiczna scena mogłaby się znaleść w filmie z Louisem de Funes. Cholernie nudny, pozbawiony akcji, zbyt długi...