Po tym, jak Madsa Mikkelsena wstawiono w północny pejzaż w „Arktyce”, zrozumiałem, że dobry film o mroźnym świecie niekoniecznie powstaje w połączeniu kasowego aktora z zimnym krajobrazem. Tu jednak Coster-Waldau robi naprawdę bardzo dobrą robotę i ogląda się ze sporym przejęciem, choć ja miałem przede wszystkim zabawę w rozszyfrowywaniu, które sceny kręcono na Grenlandii, a które na Islandii (myślę, że trafiłem w stu procentach). Netflixowa udana próba sfilmowania losów Mikkelsena, ale tego, który naprawdę przemierzał lodowatą Północ, Ejnara. Zręcznie nakręcone i przykuwające uwagę zdjęciami, ale to też dobre kino o ludzkiej determinacji i szacunku do natury.