Miło się go oglądało, poza paroma ciężej strawnymi elementami był ok. Bardzo żałuję
natomiast, że scenarzysta porwał się na związanie emocjonalne Mary i Alexandra.
Potworne. Z głównego bohatera, który w imię całkowitej miłości poświęcił się sprawie
przywrócenia do życia ukochanej (!) zrobił chłopaczka, który wyrzucił w niepamięć
narzeczoną dla kobiety, którą ledwo znał. Jeżeli to nie wina scenarzysty tylko pana Wellsa, to
gromy przechodzą automatycznie na niego.