"Wheels of Fire" jest jednym z tych filmów postapokaliptycznych, w których fabuła jest pretekstem dla akcji jako takiej, z dużą ilością pościgów, walk wręcz lub z użyciem broni palnej itp. Tłem jest z jednej strony konflikt między grupą ludzi, usiłującą odtworzyć władzę przypominającą państwową, odbudować jakąś formę organizacji społeczeństwa zapewniającą względne bezpieczeństwo, a gangiem trudniącym się rabunkiem, napadami i grabieżą (i lubiącą to) czyli starcie między stylami życia. Z drugiej strony osobiste porachunki z ww. bandą ma główny bohater, Trace, któremu porwali siostrę. Przez film przewija się dużo statystów, na chwilę pojawiają się mutanci (sandmani), po szosach i pustynnych duktach mknie dużo "postapokaliptycznych" samochodów. Wadą filmu jest chyba zbytnio galopująca akcja, niepozwalająca uchwycić klimatu. O "Wheels of Fire" można by powiedzieć, że to "Mad Max 2" przepuszczony przez wyżymaczkę, a przez to znacznie zubożony (zresztą przy promocji filmu odwoływano się do "Mad Maxa"). Pomimo kilku braków, nie wychodzących jednak poza niedomogi, jakie mają obrazy klasy B, film jest do obejrzenia, z widokami na powtórny seans.