Film bardzo dobry, bo porusza ważne kwestie, ale nie spodziewałabym się takiego zakończenia. Po prostu daje popalić widzowi. Myślałam, że wszystko się dobrze skończy a tu taki szok. Z jednej strony jest to taka puenta do czego prowadzi niczym nie uzasadniona nienawiść.
Rzeczywiście, lepszego finału niż ten znany z filmu nie sposób sobie wyobrazić. Z jednej strony happy end potężnie i negatywne rzutowalby na całość- życie to nie gra komputerowa gdzie robisz coś szmat czasu a potem nagle swoje postępowanie zmieniasz i jedziesz dalej bez żadnych konsekwencji. Z drugiej strony świetnie, że zostawiono niedopowiedziane co wydarzyło się po śmierci młodego. Czy Dereck znowu zmienił pogląd na życie czy może jednak słusznie i z pokorą przyjął, że niestety śmierć brata to głównie wina jego i nienawiści, której spirale nakrecal.
O ile cały film ma w sobie sporo błędów, głównie scenariuszowych, o tyle samo zakończenie zasługuje na najwyższą notę. Pełny obraz ustępuje o jakieś dwa, trzy punkty w skali 10-stopniowej.
Myślę, że Derek zrozumiał swój błąd. W końcowej scenie trzymając brata w ramionach wypowiada słowa "co ja narobiłem", więc chyba dotarło do niego to, że śmierć brata jest konsekwencją całej tej ideologii i wywodzącej się z niej nienawiści, którą sam podtrzymywał.