i dotyczy każdej rewolucji, nawet tej najbardziej słusznej. Dopóki mamy wspólnego wroga, jesteśmy braćmi, a po zwycięstwie zaczyna się jatka... Komu się jeszcze marzy, by zginąć za ojczyznę???
Ja miałam skojarzenia z naszą sytuacją z 1945 roku, gdy po wygranej wojnie zaczęliśmy się bezsensownie nawzajem wyrzynać, i też niektórzy nie mogli przestawić się na normalne, pokojowe życie. Smutne, gdy ludzie umieją walczyć, a nie umieją korzystać z wygranej.