Kierowca wyścigowy rozpracowuje pod przykrywką gang motocyklistów trudniących się napadami...
Od strony czysto fabularnej, "The Wild Rebels" nie przypomina większości biker flicków z tego okresu. I chwała twórcom za inwencję. Inna sprawa, że pomysł, który legł u podstaw scenariusza jest tak głupi i wydumany, że nie sposób traktować go na poważnie. Ba! Cały film to nieprzyzwoita szmira, denna i rozkoszna zarazem. W zasadzie w każdej scenie znajdziemy coś, co z przyjemnością da się wyszydzić: czy będzie to gra aktorska, poroniona linia dialogowa czy też debilne zachowanie którejś spośród postaci. Obraz Williama Grefe'a bardzo pragnie być odważny, dziki i luzacki zarazem. Zamiast tego jest po prostu niewydarzony, ale bardzo przy tym rozrywkowy: uwierzcie mi, że drugiej tak poważnie upośledzonej ekipy motocyklistów w eksploatacyjnym tyglu kina lat 60. nie znajdziecie. Just for kicks, jak by to ujęła jedna z postaci, just for kicks, baby...