W połowie filmu nabrałem przekonania, że to jest podróbka „6 zmysłu” (kiedy dzieciak powiedział „widzę cię”, wydawało mi się, ze w związku z historią żony doktorka, to on sam jest jednym z duchów, któremu Sarah próbuje pomóc). Niestety nie. Szkoda, bo to by trochę podratowało tę nudna historię. A tak, dostajemy próbę zekranizowania jednej z przeciętnych amerykańskich legend (dom Sary Winchester i słynne karabiny).
Kiedy jednak uświadomiłem sobie, że to jednak nie będzie „podróbka Szóstego Zmysłu”, film wydał mi się jeszcze gorszy, niż może faktycznie jest. Nie pomogły kunsztowne dekoracje i gwiazdorska obsada (wszystkich aktorów widziałem już wcześniej w bardzo dobrych filmach). Po połowie seansu zacząłem się modlić – bałem się, że ten film nigdy się nie skończy. A hałaśliwa ścieżka dźwiękowa nie pozwala spokojnie tego przespać.
Wybaczcie idiotyczny tytuł tego wątku, ale to zdanie wpadło mi do głowy, gdy po słabym horrorze wyłączałem odtwarzacz. Idę sobie zaparzyć kawę i może znajdę jakiś lepszy film.