Spodziewałem się po norweskiej produkcji traktującej o azylantach właściwej Skandynawom obrzydliwej poprawności politycznej, a tymczasem film dość wyraźnie pokazuje roszczeniowość „uchodźców” i ich niechęć do podejmowania jakichkolwiek zajęć poza oglądaniem TV i graniem na PS. Wolą siedzieć w pokojach bez drzwi i podłóg i narzekać niż pomóc przy pracach wykończeniowych, a brakuje im jedynie większej ilości plazmowych telewizorów. Brawo dla twórców filmu za odwagę i krytyczne przedstawienie wad imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Z drugiej strony film obnaża kompletną ignorancję przeróżnych władz norweskich, które bez przerwy skupiają się na nieistotnych szczegółach nie widząc istoty problemów zarówno samych azylantów, jak ludzi mających organizować ich pobyt w Norwegii. A wszystko z przymrużeniem oka
Tylko, że ten zły obraz migrantów nie jest taki do końca zły. Koniec końców, właściwie z niewiadomego powodu, biorą się jednak do roboty zamiast spalić ośrodek (jak to bywa w rzeczywistości).
Moim zdaniem dużo gorzej od migrantów w filmie wypadają sami Norwegowie i ich postawy: albo traktują migrantów jako szansę na zarobek, albo są leniwymi roszczeniowcami (żona), z braku lepszych rozrywek upijają się i uprawiają przygodny seks (córka), ew. są aktywistami, którzy pod płaszczykiem troski traktują przybyszów przedmiotowo ofiarowując im kompletnie niepotrzebne rzeczy (pani z gminy).
Dzięki! No rzeczywiście jak czytam, co napisałem to brzmi jak mega film. :D A jest on dość nużący, mimo że niby sporo się dzieje. Do tego praktycznie same antypatyczne postaci, także wśród uchodźców. W pewnym momencie chciałem żeby już to się skończyło jak najszybciej w jakikolwiek sposób.
Ale chyba tak to już jest, że skandynawskie kino "społeczne" jest mocne w treści, ale dość ciężkie w formie patrz "Gra" Ostlunda.