taka tam historyjka o komiksowej narracji; a szkoda, bo sama postać historyczna nietuzinkowa; za
mało tu rozwinięto wątki mistyczne no i te, powiedzmy, proto-feministyczne - w cudzysłowie;) Za to
plus za scenografię (praktycznie nie ma tu motywów nieromańskich) i oprawę muzyczną - chyba
nawet niektóre utwory to kompozycje samej Hildegardy...
Mnie również zabrakło większego odniesienia do przeżyć mistycznych i lekarskiego powołania tej świętej. Nie zmienia to jednak faktu, że film jest ciekawy i na pewno warty obejrzenia. Z jednej strony ucieka od przedstawiania życia w zakonie w postaci cukierkowej sielanki (bo nie jest to łatwa posługa), z drugiej unika również taniej kontrowersji. Otrzymujemy po prostu dobre kino - ciepłe, wartościowe, czasami trudne, ale na pewno bliskie Boga. Do tego okraszone przepiękną oprawą audiowizualną. Polecam sięgnąć kiedyś po muzykę świętej Hildegardy, szczególnie w chorobie.
Swego czasu sporo słuchałem jej muzyki, moim zdaniem słucha się tego inaczej niz współczesnych jej kompozytorów (albo raczej nieco, 100-150 lat, późniejszych). Jej muzyka jest bardziej "eteryczna". O ile np. Machaut oddaje klimat katedry, o tyle Hildagarda to klimat klasztornej celi lub może nawet jakichś niebiańskich przestworzy.. Jej muzyka jest bardziej intymna, bardziej oderwana. Chyba najlepsze wykonanie jej dzieł to album "Canticles of Ecstasy" zrealizowany przez Sequentia. Niezłe jest też Vajra Voices "O Eterne Deus".
Przez ową "eteryczność" ta muzyka wydaje się być bardziej "współczesna", np. w twórczości zespołu Popol Vuh (np. "Hosianna Mantra") można sporo usłyszeć podobnych brzmień. Może też Cocteau Twins kiedy nagrywali słynny album "Treasure" inspirowali się jej twórczością?