Tak można określić ten jakże głupi i śmieszny film, który stara się być wsztrząsającym dramatem. No wprost zabawne jest patrzenie na nieudolne dążenie do tego, żeby ten film, był filmem mocnym, opowiadającym o surowych warunkach jeńców wojennych, którzy postanawiają zoorganizować sobie sąd wojenny. Już sama fabuła jest banalna. Do tego dochodzi pożal się Boże, gra aktorska, porównywalna do tego z jedyneczki i jeszcze beznadziejne teksty, typu: "Gdybym chciał rozwalać białasów, zostałbym w Georgii". Ten monolog miał przeszyć widza, jak tekst z Terminatora - Hasta la vista, baby", ale wyszedł z tego zapaćkany w gównie, stary kalosz...