na plus jak zwykle demoniczny Cagney, natomiast cala historia zbyt luzna, zabraklo tego mrocznego klimatu, przez wieksza czesc filmu mamy do czynienia z drobnymi cwaniaczkami podrywajacymi dziewczyny i robiacymi zlecenia dla organizacji, pod tym wzgledem Maly Cezar zdecydowanie bardziej mi sie podobal ale to chyba kwestia gustu, Cagney vs Robinson mozna by rzec, jak dla mnie numerem 1 bedzie zawsze Edward G Robinson.
zgadzam się. Jeszcze nie widziałem Małego Cezara (chyba, że nie do końca nieświadomie w okolicach lat 80tych), ale czuję, że będzie miał "lepszą fabułę". Daję 6, głównie za Cagneya i ciekawe ujęcia z początku filmu
Koniecznie obejrzyj oba filmy powstaly w tym samym roku, Little Ceasar jest starszy o pare miesiecy i jak dla mnie to on smialo pretenduje do absolutnej klasyki kina gangsterskiego, wiadomo na pewno postarzal sie i dzis moze wydawac sie troche prosty natomiast kreacja Robinsona na dlugo zapada w pamiec, ciezko go znalezc ale mam nadzieje ze bedziesz mial ta przyjemnosc, sam bym chcial go ponownie obejrzec, daj znac jesli bedziesz go mial :) pozdrawiam
Zapewne wiesz, że od około miesiąca lata na TCM (do dziś nadali 2 albo 3 razy)! I też od ok. miesiąca tamże lata inny klasyk też z EGR - "Kid Galahad" (ten z r.1937).
Mnie przede wszystkim nie podobało się zakończenie. Cagney to wojownik i powinien zginąć honorowo w bitwie lub na krześle plując strażnikom w twarz. A tak to dał się zgnoić przez jakiś frajerów. Ale grał doskonale. Polecam "Aniołowie o brudnych twarzach". Myślę, że bardziej zadowoli.