Co do filmu , to Cathrine była rewelacyjna, no może poza scenami w których mordowała, bo wyglądało to żałośnie, w ten sposób to nie wiem czy muche by ubiła.
Film dobry, ale nie do przesady, w końcu to tylko początki Romana P.
Carhrine Deneuve byłą doprawdy rewelacyjna w tym filmie, sama gra aktorki to pokaz, że wcale rola w której prawie się nic nie mówi, może być genialna. Na tym polega aktorstwo. Dlaczego Twoim zdaniem sceny mordowania były żałosne ? Ja tak do tego nie podchodzę. Atakowała pierwszego od tyłu i nie potrzeba do tego dużej siły aby palnąć kogoś w głowę z tyłu, czy nieświadomego faceta pociąć brzytwą.
Dla mnie film bardzo dobry, są w filmie niezłe momenty szczególnie jak zaczyna poważnie dostawać na głowę i widzi zwidy. Jeden z lepszych filmów Polańskiego.
Odpowiadając na pytanie, do "palnięcia w łeb od tyłu" czy podięcia brzytwą faktycznie wielkiej siły nie potrzeba, wielkiej, bo jakiejś jednak potrzeba, a dla mnie to wyglądało naprawde anemicznie i to akurat jest dobre określenie, więc może nie żałośnie, a właśnie anemicznie grała w tych scenach, choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę ogromną siłę wyrazu z pozostałych scen, gdzie zagrała więcej niż rewelacyjnie, to w scenach mordu w porównaniu z całą resztą, zagrała... żałośnie. No ale nic to, bo ogólnie za ten film dałbym jej 5+ w szkolnym systemie oceniania ;)
Minęło kilka lat od ostatniego wpisu w tym wątku, ale może coś jeszcze do tematu wniosę.
Deneuve nie była w 1965 czy nawet już 1964 roku postacią anonimową. Miała już za sobą m. in. zagranie poważnej roli w nagrodzonym Złotą Palmą filmie "Parasolki z Cherbourga". Polański nie wziął więc Deneuve znikąd, aczkolwiek nie była ona wtedy oczywiście taką gwiazdą, jaką stała się kilka lat później za sprawą występów w takich produkcjach jak "Piękność dnia" Buñuela czy właśnie "Wstręt".